środa, 17 lutego 2010

3.

Szaleństwo.Ogólne szaleństwo.Włączam komputer i loguję się na 5 portali społecznościowych jednocześnie.Do tego dojdzie jeszcze kilka, bo w końcu muszę być na czasie.Co z tego, że wszystkie są takie same, że mam tam takie same informacje i takie same zdjęcia i nawet takie same komentarze.Ekshibicjonizm musi trwać.
3 dni przedłużające ferie.3 dni rozpasania intelektualnego.3 dni nieskończenie wielu głupich tekstów, dwuznacznych sytuacji i ciekawych puent.
Aż chce powiedzieć: Loffciam <3.

piątek, 12 lutego 2010

*

Nie wierzę.

wtorek, 9 lutego 2010

Dirty Girls.

Ferie zbliżają się ku końcowi a ja nadal nie czuję odpoczynku pomimo nierobienia niczego.Jestem obciążony jakimś niewidocznym kowadłem przywiązanym do mojej nogi, które to kowadło ciągnie mnie w otchłań niemocy i demobilizacji.Nie potrafię spiąć pośladów i zacząć czegoś robić.Nawet odkurzanie przyszło mi z trudem co jest niepokojące gdyż zawsze chętnie łapię za tą maszynę i wykonuję dziwne, przerysowane ruchy odkurzając pod łóżkiem.Nie pomaga walenie się po pysku i mobilizacja siebie samego rozmawiając i bluzgając do siebie, że "Marcin ty debilu jebany zrób coś".Jestem jak po wypadku.Jak walnięty przez autobus albo przejechany przez czołg.Zero.Zero ogarnięcia.
Niedawno czytając książkę cofnąłem się w czasie.Byłem królewską metresą, machałem wachlarzykiem i pudrowałem sobie nos.Knułem intrygi, plotkowałem i śmiałem się pod nosem z niepowodzeń innych.Najwyraźniej w tamtym wcieleniu(jeżeli ono istniało) byłem jakąś niedobrą, brudną wewnętrznie damą.Cóż zdarza się.Koło się zatacza.Tyle, że teraz jestem królem.

piątek, 5 lutego 2010

Mean.

Recesja niszczy ostatnie przybytki wolnej miłości fizyczno-emocjonalnej w tym smutnym jak pizda mieście.
Zawsze tak jest, że jak do czegoś się przywiązuje to znika to w mgnieniu oka.Może jestem takim pechowcem i to ja przynoszę nieszczęścia na te miejsca/rzeczy/ludzi.
Nie wiedziałem jaką muzykę wybrać dzisiaj.Czy agresywnych Klaxons'ów czy słodką ale w żadnym wypadku nie mdłą Lily Allen.
Wybór należy do kogo tam chcecie żeby należał.

wtorek, 2 lutego 2010

Lick.

Na poprawę humoru, chociaż tak naprawdę to nic mi go nie zepsuło kupiłem sobie aż dwie różowopodobne rzeczy.Ten niegdyś nie tolerowany kolor, teraz kojarzy mi się dobrze z sorbetami malinowymi jedzonymi w lato na moście z A. za wysypiskiem śmieci gdzie przyroda zdaję się być nienaruszona żadną działalnością człowieka.Sam most wygląda jakby stworzyła go natura-opleciony zielonymi pnączami z białymi kwiatkami wyrastającymi z różnych miejsc.Teraz to miejsce umarło ale można po zimie i po wiośnie znów będę tam chadzał i odłączał się od zgiełku świata.Z tanim winem w ręku, malinowym sorbetem i całą masą opowieści do obgadania, przegadania i dopowiedzenia sobie w nich końca.
Czasem myślę sobie czy muszę udawać tak złą i niemiłą osobę czy naprawdę taki jestem.Nie wiem kiedy powiedzieć sobie stop.Nie umiem opanować swojej agresji wobec świata, swojego strachu przed ludźmi.Może dlatego jestem aż tak popaprany.Nie sądzę żeby to miało jakieś podłoże zahaczające o patologię rodzinną.Bo w końcu dzieciństwo miałem wspaniałe.
Nie lubię wracać do starych zdjęć do starych filmów i starych opowieści w których uczestniczę.Nie lubię się cofać.Muszę przeć naprzód.Nie mogę się zatrzymać bo wypadnę z rytmu.A wiadomo, że rytm jest najważniejszy.