czwartek, 30 grudnia 2010

Harmonic.

Szczęśliwego Nowego Roku.

czwartek, 2 grudnia 2010

Celestica.

Śnieg został przepłoszony i definitywnie wyrzucony z mojej posesji przy użyciu łopaty i dobrych chęci.Pewnie z tego przepracowania jutro nie będę mógł wstać, ale w każdym razie warto było zobaczyć radość współmieszkańców i dać im do zrozumienia, że nie zabieram jedynie tlenu i jedzenia i jestem jednak pomocny i po prostu dobry ze mnie chłopak.
Starczy tych dobrych uczynków na najbliższe lata.Niech się nie przyzwyczajają, że zawsze tak będzie.Jutro też spadnie śnieg i ja go odgarniać nie będę.
Niebywałym zrządzeniem losu już drugi dzień nie zawitał w mojej leśnej chatce zwanej dalej uniwersytetem.Ach ta komunikacja miejska.Ale nie mam jej za złe.Chyba, że się rozchoruję.Wtedy się trochę pogniewam na PKP, PKS, ZTM i inne skróty.
Już nic nie pozostało.Tylko wybrać ubranie, zdecydować między bandanką w ludowe wzory a tą w cętki i dobrze się bawić.Wszystko omija mnie bokiem ale ja zdaję się w ogóle nie zwracać na to uwagi.Podążam własną ścieżką czasem zbaczając by kogoś ze sobą na nią zabrać.Całkiem dobrze mi to idzie.

Nie wiem w każdym razie gdzie mnie to wszystko zaprowadzi ale szczerzę mówiąc zbytnio mnie to nie obchodzi.Mam jeszcze czas by się ogarnąć w tym wszystkim.Emocjonalnie może jestem i dzieckiem(mimo iż to dobrze ukrywam) ale nawet ja wiem, że niektóre rzeczy po prostu robić trzeba.Tyle, że ja wole jeszcze posiedzieć w piaskownicy.

sobota, 27 listopada 2010

Serotonin.

Początki z reguły są trudne. Bo skąd wiadomo, co jak do kogo i z kim rozpocząć?
Osobiście nigdy nie byłem zwolennikiem ogromnego przywiązywania się do ludzi i miejsc. Jednak życie znów pokazało, że jestem najzwyklejszym na świecie mazgajem i zawsze będę przywiązany do osób, miejsc i rzeczy. Nic się nie da na to poradzić. Chociaż próbuję z tym walczyć. To jakiś mój wewnętrzny kaprys bycia mniej dobrym niż jestem.
Nowy świat, nowe miejsca i nowi ludzie przyprawiają mnie o zawrót głowy. Dobrze, że mogę wrócić zawsze do bezpiecznych rozwiązań jak dom. Wielkie miasta mnie męczą, sprawiają, że czuję się brudny, lepiący. Wszędzie trzeba się spieszyć. Już dawno zaniechałem biegania na autobus czy do metra. I tak prędzej czy później wyląduję tam gdzie mam wylądować i nic się nie stanie jak się tam spóźnię. Zwyczajnie nie spieszy mi się do obowiązków i do bycia dorosłym. I nie zamierzam z tym walczyć.
Dużo rzeczy mnie nudzi, jeszcze więcej zniechęca i nie wygląda na to żeby miało się to w jakikolwiek sposób zmienić. Lubię i będę narzekać. Przyjmowanie takiej pozy daje mi możliwość weryfikacji własnych zainteresowań. Jeżeli na coś narzekam naprawdę długo to przestaję już się tym interesować. Taka chyba naturalna kolej rzeczy.
Ale nie mnie się o tym wypowiadać. To, że byłem na jednym wykładzie z filozofii nie upoważnia mnie jeszcze do żadnego rodzaju metafizycznych wywodów.

sobota, 7 sierpnia 2010

Surfing.

Jak to zwykle bywa w tych miesiącach, zmywam się.

środa, 21 lipca 2010

bang bang bang!

Wakacje to czas refleksji. To nie tylko czas zabawy i szaleństw. W wakacje owszem można się wstawić do nieprzytomności i nikt nic nam nie powie i się nie obruszy. Ale czy czasem nie chodzi o to żeby dokończyć kilka spraw i zacząć jakieś nowe ciekawe przedsięwzięcia?
Skończyłem niejako przyjaźnie z niektórymi. Najwyraźniej gdy zrobiono już wszystko, nic więcej zrobić się nie da. Nie będę nic odbudowywać, płaszczyć się czy stękać jak szmata by wpuszczono mnie do wielkiego świata rozpusty i niekończącej się zabawy. Potrafię obejść się smakiem i dać sobie radę samemu.
Zacząłem całkiem interesujące znajomości z innymi. Dobrze wiedzieć, że mimo iż kiedyś nie układało się tak dobrze, to teraz można liczyć na tą osobę. Albo po prostu to jej chytry i złowieszczy plan mający zniszczyć mnie od środka poprzez przyjaźń. Nie wiem.
Upały mnie dobijają a deszcze ratują. Wiatr to mój przyjaciel mimo iż niszczy mi fryzurę która zajmuję mi mniej niż 20 sekund. Wstaję, poczochram się i idę.
Jestem w szale twórczym. Płaszcze, kurewskie sukienki i snobistyczne futra to coś co ostatnio najlepiej mi wychodzi w rysowaniu.
Ten rok przeboleję na kulturoznawstwie. Za rok podbiję ten wydział projektowania butów a wtedy drżyjcie kobiece nogi i konkurencjo.
Wakacje to czas refleksji. Może tak. Idę się wstawić do nieprzytomności z kimś kto ma równie mało do robienia co ja.

Yes, I'm spectacular boy!

niedziela, 11 lipca 2010

Eisbaer.

Nie wiem czy jest jeszcze wiosna czy już lato.Moje zegary poprzestawiały się.Tkwię gdzieś pośrodku pór roku i nie mogę się dostosować.Zawsze miałem z tym problemy.Z dostosowaniem się.Zawsze najwyższy w klasie, zawsze najwolniejszy, zawsze najbardziej popieprzony mentalnie.Nie wiem czy sam sobie wymyślam takie wyobrażenie o sobie czy jestem taki naprawdę.Pogubiłem się we własnej rzeczywistości.
'Oj bo ty to taki jesteś zewnętrznie, że niby taki twardy, że niby nikogo nie potrzebujesz i wszystkimi gardzisz, a tak naprawdę to trzeba cię przytulić bo ciepła klucha z ciebie.'
Może to co mówi Boogie to prawda.Pewnie tak.Boogie coraz rzadziej się myli, co daję mi tylko do zrozumienia, że jest nieomylny i przyjaźnię się z omnibusem.
Chociaż może z tą moją powierzchownością i nieumiejętnością dostosowania się to wszystko jedna wielka bujda.Może tworzę to sobie z czystego braku jakiejkolwiek motywacji.A może mam to gdzieś.Tak mam to gdzieś.Jest zdecydowanie za gorąco na jakieś filozoficzne wywody.A jeżeli piję już 4 szklankę coli z 5 kostkami lodu to znak, że jest chyba lato.Może więc czas już zdjąć sweter.Bo chyba najprostsze rozwiązania są najlepsze.No nie?

piątek, 9 lipca 2010

Satisfied.

Przyjaźń to nie jest wspólne picie wódki.Przyjacielem nie jest osoba która jest fajna i którą dopiero co się poznało.Przyjaźń jest wtedy kiedy wiesz, że nie możesz słodzić herbaty drugiej osobie, że nie lubi ona gotowanej marchewki, że jak boli ją głowa to piję dużo oranżady, że jak widzi kałużę to do niej wskakuję, że jak ma skrzyżowane ręce to coś jest nie tak, ze jak uśmiecha się półgębkiem to chce ci coś powiedzieć.To jest kurwa przyjaźń.A nie nowo poznany koleś z wakacji co lubi cię tylko dlatego, że stawiasz tanie wino.
Po Open'erze.Angina ropna, piasek w uszach i brudne buty.Za rok też chce.

środa, 23 czerwca 2010

See you all.

Skoro nic się nie zmienia to po co mówić o tym w nieskończoność?

KONIEC.
Jadę na Grace Jones.Nie mam namiotu, nie mam transportu.Mam stary śpiwór, bandę debili u boku i coraz bardziej siwiejącą głowę.Nic się nie zmienia.Na zachodzie bez zmian.

piątek, 5 marca 2010

Night.

Niektóre rzeczy trzeba robić, bo wypada.I ja muszę takie rzeczy zrobić.Bo tak przystoi.Bo tak należy robić w tym ograniczonym świecie.


Oh cherry, cherry.

środa, 17 lutego 2010

3.

Szaleństwo.Ogólne szaleństwo.Włączam komputer i loguję się na 5 portali społecznościowych jednocześnie.Do tego dojdzie jeszcze kilka, bo w końcu muszę być na czasie.Co z tego, że wszystkie są takie same, że mam tam takie same informacje i takie same zdjęcia i nawet takie same komentarze.Ekshibicjonizm musi trwać.
3 dni przedłużające ferie.3 dni rozpasania intelektualnego.3 dni nieskończenie wielu głupich tekstów, dwuznacznych sytuacji i ciekawych puent.
Aż chce powiedzieć: Loffciam <3.

piątek, 12 lutego 2010

*

Nie wierzę.

wtorek, 9 lutego 2010

Dirty Girls.

Ferie zbliżają się ku końcowi a ja nadal nie czuję odpoczynku pomimo nierobienia niczego.Jestem obciążony jakimś niewidocznym kowadłem przywiązanym do mojej nogi, które to kowadło ciągnie mnie w otchłań niemocy i demobilizacji.Nie potrafię spiąć pośladów i zacząć czegoś robić.Nawet odkurzanie przyszło mi z trudem co jest niepokojące gdyż zawsze chętnie łapię za tą maszynę i wykonuję dziwne, przerysowane ruchy odkurzając pod łóżkiem.Nie pomaga walenie się po pysku i mobilizacja siebie samego rozmawiając i bluzgając do siebie, że "Marcin ty debilu jebany zrób coś".Jestem jak po wypadku.Jak walnięty przez autobus albo przejechany przez czołg.Zero.Zero ogarnięcia.
Niedawno czytając książkę cofnąłem się w czasie.Byłem królewską metresą, machałem wachlarzykiem i pudrowałem sobie nos.Knułem intrygi, plotkowałem i śmiałem się pod nosem z niepowodzeń innych.Najwyraźniej w tamtym wcieleniu(jeżeli ono istniało) byłem jakąś niedobrą, brudną wewnętrznie damą.Cóż zdarza się.Koło się zatacza.Tyle, że teraz jestem królem.

piątek, 5 lutego 2010

Mean.

Recesja niszczy ostatnie przybytki wolnej miłości fizyczno-emocjonalnej w tym smutnym jak pizda mieście.
Zawsze tak jest, że jak do czegoś się przywiązuje to znika to w mgnieniu oka.Może jestem takim pechowcem i to ja przynoszę nieszczęścia na te miejsca/rzeczy/ludzi.
Nie wiedziałem jaką muzykę wybrać dzisiaj.Czy agresywnych Klaxons'ów czy słodką ale w żadnym wypadku nie mdłą Lily Allen.
Wybór należy do kogo tam chcecie żeby należał.

wtorek, 2 lutego 2010

Lick.

Na poprawę humoru, chociaż tak naprawdę to nic mi go nie zepsuło kupiłem sobie aż dwie różowopodobne rzeczy.Ten niegdyś nie tolerowany kolor, teraz kojarzy mi się dobrze z sorbetami malinowymi jedzonymi w lato na moście z A. za wysypiskiem śmieci gdzie przyroda zdaję się być nienaruszona żadną działalnością człowieka.Sam most wygląda jakby stworzyła go natura-opleciony zielonymi pnączami z białymi kwiatkami wyrastającymi z różnych miejsc.Teraz to miejsce umarło ale można po zimie i po wiośnie znów będę tam chadzał i odłączał się od zgiełku świata.Z tanim winem w ręku, malinowym sorbetem i całą masą opowieści do obgadania, przegadania i dopowiedzenia sobie w nich końca.
Czasem myślę sobie czy muszę udawać tak złą i niemiłą osobę czy naprawdę taki jestem.Nie wiem kiedy powiedzieć sobie stop.Nie umiem opanować swojej agresji wobec świata, swojego strachu przed ludźmi.Może dlatego jestem aż tak popaprany.Nie sądzę żeby to miało jakieś podłoże zahaczające o patologię rodzinną.Bo w końcu dzieciństwo miałem wspaniałe.
Nie lubię wracać do starych zdjęć do starych filmów i starych opowieści w których uczestniczę.Nie lubię się cofać.Muszę przeć naprzód.Nie mogę się zatrzymać bo wypadnę z rytmu.A wiadomo, że rytm jest najważniejszy.

niedziela, 31 stycznia 2010

Dancin'.

Bosko.
Trzeba spiąć pośladki.Trzeba robić robić robić.Za 2 miesiące koniec.

czwartek, 28 stycznia 2010

Chains.

Szał przedstudniówkowy jest już nie do zniesienia.Albo muszę coś przymierzyć, albo muszę coś zatańczyć albo nagle ktoś wybiera mnie do jakiegoś pieprzonego rozdawania koszy z kwiatami ludziom których nie znam a jeśli ich znam to nimi gardzę.Do tego wszystkiego dochodzi odwieczny dylemat związany wyborem krawata.Ja chcę czarny, wszyscy mówią kolorowy.Co ja jestem clown?Boję się clown'ów.
Oderwania od rzeczywistości mi nie służą.Zdarza mi się nie słuchać ludzi, a ci czasem mówią potrzebne i ważne dla mnie rzeczy.Nie słyszę wyrazów uznania, słów miłości czy przyjaźni.Muszę rzadziej odchodzić w świat swoich wyobrażeń.
Ogarnia mnie cisza.A raczej hałas.Ale nie ten hałas który chciałbym słyszeć.Chciałbym słyszeć moją muzykę.Słuchawki mi się zepsuły.Chociaż kto wie może w ten sposób uniknę jakiegoś wypadku w którym mógłbym stracić życie a co gorsza pobrudzić sobie spodnie?
Fiołkowy krawat.Kurwa co jeszcze? bordowa koszula i kamizelka w paski?!

piątek, 22 stycznia 2010

Make.

Uderzam w melanż nie ma bata na wypasie.
Słownik slangu bywa przydatny w porozumieniu się z ziomalami.Wcześniej nie wiedziałem, ze 'ogarnąć downa' to po prostu uspokoić się, a 'obcinać jak komornik szafę' to nachalnie się patrzyć.
I choć w uda jest mi zimno a palce odmarzają to ja i tak wychodzę bo coś się od życia należy.Towarzyszyć będzie mi Donna Summer i Allison Goldfrapp.
Love to love you baby baby...
Love to love you baby baby...
Love to love you baby baby...
Love to love you baby baby...
Love to love you baby baby...
Love to love you baby baby...

Zrobiło się żałośnie i słodko.Ale jebie mnie to.Elo elo 3 2 0.

sobota, 16 stycznia 2010

Outside.

Potrzebna jest wiosna.Potrzebna jak cholera.Stwierdziłem to dzisiaj, przymierzając garnitur, bo w końcu niedługo studniówka a ja nie mam nic co powinno się tam mieć.W każdym razie potrzebna jest wiosna.W przymierzalni było zimno, a fakt, że okna były nieszczelne( a taki niby luksusowy sklep w którym Burberry się z Lacoste zabija o prym) sprawiał, że miałem gęsią skórkę na całym ciele.Bo w końcu musiałem stać w samych majtkach i cienkim swetrze aż ktoś raczy mi podać spodnie pasujące do marynarki.Nie wiem wreszcie jaki mam wybrać- bardzo dopasowany garnitur, czy nie tak bardzo dopasowany garnitur.W jednym nie mogę się bardzo gwałtownie ruszać a w drugi jest aż za luźny.Nie ma żadnego kompromisu.Pierdolę te luksusy.Kupię jakiś na rynku.Kupię spodnie z jednego a marynarkę z drugiego.I tak potem zdejmę marynarkę.
W ramach edukacji przedmaturalnej wypożyczam stos niepotrzebnych książek.Wszystkie traktują o języku angielskim i są po prostu kolejnym stekiem tych samych bzdur które mam podawane od przedszkola.Najbliższa przyszłość rysuję się więc w gorączkowych przygotowaniach i przymiarkach, nerwowych sytuacjach i wielkiej dawce bezradności.

niedziela, 10 stycznia 2010

Algebra.

8.Tyle słów brakuję mi do minimalnej długości listu na angielski.Nie wiem już co wymyślić.Chyba wszędzie gdzie się da dopisze "and".Liczby mają ogromne znaczenie.Nawet ja jako osoba skrajnie ograniczona jeśli chodzi o przedmioty ścisłe muszę chylić czoła przed potęgą liczb.Och wielkie liczby natchnijcie mnie i pozwólcie mi dokończyć jakoś ten list.
Jakoś dziwnie boli mnie ręką.Może od przerzucania ubrań na wyprzedaży, może od tej pogody.Albo zmyślam sobie ten ból, bo dawno nic ciekawego nie wydarzyło się w moim życiu, oprócz tego, że buty mi przemokły, ja sam nie mam garnituru na studniówkę a pieniądze bardzo szybko się ulatniają.Dziwne rzeczy dzieją się na tym świecie.Do tego słyszę miauczenie kota.Nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że 2 koty leżą obok mnie.I są to jedyne koty.Kto więc miauczy?

Chce mi się dzisiaj zamulać.A jak zamulać, to w doborowym towarzystwie.

środa, 6 stycznia 2010

Dance.

Wszystko się kończy.Zamknięto sklep z papierosami obok szkoły.Zamknięto go nie wiadomo dlaczego.Wiadomo natomiast, że kawał życia się tam spędziło.No jeżeli kawałem życia można nazwać 2 lata.Rano wpadało się na papierosa przed szkołą, pogadało się z Szefową, pośmiało.Miało się jakąś odskocznie od tego trudnego wtedy okresu.Można powiedzieć, że przyrosło się do tego miejsca.Ale wszystko się kończy.Odklejenie napisu "PAPIEROSY" to był taki symbol.Symbol tego upadku.Tego zamknięcia się pewnego rozdziału.Może to czas na oczyszczenie.Może to czas do przemyśleń.Najpewniej tak.Czas pokaże jakie przemyślenia z tego wynikły.
Czy warto poświęcać się w imię miłości?Nie wiem.Skąd mam wiedzieć.Zadano mi takie pytanie.Nie wiem.Skąd mam wiedzieć.Warto to poświęcać się w imię wyższych idei, wyższych celów, swoich marzeń.Warto przestać siedzieć na dupie.Warto wyjść, coś zrobić, spotkać kogoś.Ale żeby od razu miłość.Wolne żarty.

niedziela, 3 stycznia 2010

Bésame mucho.

Nowy rok rozpoczynać należy z przytupem.Z werwą.Z nowymi postanowieniami których nie dotrzymam i z nowymi planami których nie zrealizuję.
Wchodzę więc w nowy rok.Wchodzę w nową przestrzeń.Wejdę w nią w wyczyszczonych butach, specjalnie na te okazję zwężonych spodniach i bez markowych perfum.Nie chce markowych perfum.Wolę sobie kupić opór ubrań gdziekolwiek.A dlatego, że jest szał na przeceny, to zapowiadają się owocne łowy.
Założyłem sobie fejsbuka.No bo to w końcu kolejny do kolekcji portal społecznościowy.Kolejny na który wstawię to samo zdjęcie, napiszę te same wiadomości i będę miał tych samych znajomych.Cóż.Więcej nie wymagam.O proszę.Jakiś napakowany murzyn do mnie napisał.Czy ja wyglądam jak ghetto niunia?Nie wydaje mi się.
Po spławieniu Afroamerykanina typowym 'get lost' pomyślałem, że to będzie wspaniała żeby napisać w tych małych okienkach coś o sobie.Napiszę, że lubię jak wosk ze świecy kapie mi na palce.Albo, że lubię przystawiać język do rozgrzanej żarówki.Na bank będę miał masę mejli z propozycjami wspólnego oblewania się woskiem :3
Mój umysł szwankuję.Wybaczcie.

Kiedy tylko podreperuję swój zainfekowany powrotem do nauki stan, skasuję ten shit i dam sobie z nim spokój.B.yourself.Phi!