wtorek, 30 grudnia 2008

Are You Ready?

Szczęśliwego Nowego Roku.


"Bang bang, he shot me down
Bang bang, I hit the ground
Bang bang, that awful sound
Bang bang, my baby shot me down..."

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Mellow Yellow.

No kurwa jego mać! Żeby w całym mieście nie było nawet paczki mięsa mielonego!Chce zrobić spaghetti!Gdzie ja mam je kupić jak nie w tym mieście?!Na Allegro?!
Mińsk mnie przytłacza i dobija.Jest tu brudno i wiecznie ciemno.Nie ważne czy jest wiosna czy zima.I tak jest zimno.Czy ten zaścianek, te popłuczyny przed Warszawą leżą w jakimś pasie zimnych frontów atmosferycznych? Muszę się stąd wyrwać na ferie.Byle gdzie.Nawet do tej całej Warszawy, do centrów handlowych w których dostaję spazmów widząc wszystkich w ciuchach z Royal Collection- w jeansach od Dsquared i torbach od Vuittona.Nawet ostatnio jakiś facet na zachodnią modłę chodził z małym psem w torbie.W torbie która wyglądała jak teczka na rysunki do formatu typowego dla brystoli.Co to był za pies? Bernardyn?!
Do tego wracałem w wielkim strachu, bo w drodze na peron zatrzymał mnie facet który powiedział, że wyszedł z więzienia na 3 dni na przepustkę i chce jechać do domu a nie ma pieniędzy.Ja oczywiście odszedłem szybko, że niby mam pociąg i razem z N., schowaliśmy się do restauracji wokół której cały czas krążył.My zaś ukrywaliśmy się chowając głowy pod stolik.Kiedyś tam zejdę na zawał.
Czy ktoś widział moje Feszyn magazine?Jest mi na gwałt potrzebny portret Sonii Rykiel, autorstwa Andy Warhola.Chce go namalować na malarstwo w związku z tematem robienia reprodukcji.Miałem zrobić Mondriana ale malowanie samych kwadratów będzie dla mnie katorgą, biorąc pod uwagę moją nieumiejętność w posługiwaniu się linijką.Jutro muszę iść kupić pastele.Albo pojadę do Warszawy do jakiegoś sklepu z artykułami plastycznymi.Chociaż ja nie wiem nawet za bardzo w którą stronę iść, bo nawet z mapą nie mam pojęcia gdzie jestem.Nie mam żadnego rozeznania w terenie i chyba dzisiejszy wieczór spędzę na przerabianiu planu Warszawy, tak by gdziekolwiek dojść w ciągu 6 godzin ważności mojego biletu strefowego.Bogu dzięki, że mam jakąś zniżkę na 2 zestawy Happy Meal w McDonaldzie.Z głodu przynajmniej nie umrę.Chociaż nadal leży mi na żołądku piernik z taką ilością śliwek które pozostały ze śliwowicy, że mógłbym chodzić pijany przez następne 3 dni.
Moja mama chyba też nie znajdzie tego mięsa na mieście.Chyba zamówię pizzę.Albo kebaba.

You've never been so nuts about a guy
You wanna laugh you wanna cry,
You cross your heart and hope to die,
'Til it's over and then
It's nice and quiet,
But soon again
Starts another big riot!


Muszę się wykrzyczeć.Ta piosenka pomaga.

sobota, 27 grudnia 2008

Party Party.

Tak.Nie mam gdzie iść na sylwestra i będę go spędzał w dużym pokoju.Jestem za stary na latanie po imprezach i na siedzenie do rana.Może to trochę dziwne, ale duża ilość imprez i niezdrowy tryb życia dają mnie się we znaki.Do tego po wódce śnią mi się niestworzone rzeczy.Będę sobie teraz pewnie siedział z moim kotem na kolanach i oglądał jakieś filmy na kablówce.A co!
Dzisiaj czeka mnie jedna z ostatnich imprez w tym roku i muszę się pięknie ogarnąć bo w końcu jak by nie patrzeć to T. znam odkąd pamiętam.Wiem-trochę w tym hipokryzji.Najpierw gadam o tym, że czas skończyć z imprezami bla bla bla a teraz lecę jak na skrzydłach na jakąś zabawę.Muszę zjeść jakiś rosół czy coś żeby się nie porzygać po jednym kielichu .Życzę sobie i wam dobrego weekendu.Tymczasem idę na Gwiezdne Wojny, bo znów przegapię ostatnią część.

czwartek, 25 grudnia 2008

Tribute.

-Mamo mogę zapalić cygaro?
-Nie, na noc nie pal bo cię będzie głowa bolała.
-A jutro rano?
-Jak Ojciec pojedzie do Dziadka, to tak.


Ojciec...Taaa.To ten facet, co od czasu do czasu daje ci pieniądze i w głębi duszy zawsze chciał żebyś urodził się jako Agnieszka a nie Marcin, bo wtedy mógłby udawać, że nie umie rozmawiać z córką na różne tematy, a tak musi znosić twoje kąśliwe uwagi i cały czas być na bieżąco z kulturą i sztuką żeby mieć o czym porozmawiać z synem.Gdybym był Agnieszką( chociaż ja bym wolał się nazywać Iza) to pewnie nie musiałby się tak trudzić i pytać się mamy dlaczego w moim pokoju jest tyle rysunków sukienek a nie samochodów.Po 18 latach wychowywania mnie na dzięki Bogu nie swój wzór (antyspołecznego osobnika), czas powiedzieć jakieś 'dziękuje, dzień dobry, spieprzaj'.Postanowiłem, że wreszcie czas przestać rozmawiać półsłówkami i zacząć normalnie i "kulturalnie" funkcjonować w podstawowej komórce społecznej zwanej rodzina.Zresztą kogo obchodzą moje kontakty z ojcem.I tak wychowała mnie telewizja.
Święta minęły bez większego echa.Za pieniądze z takim trudem wyżebrane od babć, cioć i Bóg wie kogo jeszcze, mam zamiar kupić sobie opór książek i perfumy Prady w których się zakochałem od pierwszego wejścia do perfumerii.Wypadałoby zrobić jakieś podsumowanie tego roku.
Kogo słuchałem?
Mojej Mamy, korepetytorki od matematyki.Oprócz tego Goldfrapp(Który poznałem dzięki Maćkosowi, za co mu ogromnie dziękuje) i Róisín Murphy.Dodać powinienem muzykę z pokazów( Karl i Balenciaga <3)
W sumie już mi się znudziło to podsumowanie.
A w ogóle to wiecie, że Panny z Awinionu Picassa w oryginale nazywały się Burdel w Awinionie.Jak ci ludzie lubią układać sobie świat żeby był przystępniejszy i bardziej przyzwoity.Na miejscu Pabla poszedłbym jeszcze dalej i nazwał obraz Dziwkami albo kurwiszonami z Awinionu.
Co do stylizowania się na dziwkę to przypomina mi dzisiejszy dialog z moją mamą jak przeglądałem jakiegoś Vogue'a

-Nie rozumiem tej sesji z Evą Mendes. Tu pokazuje cycki, tu jej ktoś nogami po klacie chodzi.
-Oj Marcin, baba nie ma cycków, figurę ma nawet dobrą ale na kurwiszona się musi zrobić.A myślisz, że dlaczego jej do Vogue'a wzięli? Bo aktorki to ja w niej nie widzę.Jak by mi dali Meryl Streep w takiej stylizacji, to pomyślałabym, że świat się kończy.A tu proszę- kolejna cizia mizdrzy się do obiektywu.Piórko w tyłek i myśli że paw.
-W sumie masz rację Mamo.
-No przecież.Rozumiem, że to Meisel jej robił te zdjęcia, ale dla mnie to ona nie różni się od prostytutki na trasie.Nawet usta ma wielkie jakby wiesz co .
-Skończ.


Nie wiem.Albo to ja się cofam, albo moja mama dostosowuję się do realiów dzisiejszego świata.Chociaż mnie to nie przeszkadza.Bo i co w tym dziwnego?

środa, 24 grudnia 2008

Error.

Chyba tylko powiem, że życzę wam dużo dobrej mody i dużo szczęścia.Chyba powiem ,że życzę wam spokojnych świąt.Życzę ich razem ze śnieżynkami D&G z Gemmą na czele.



Ja tymczasem muszę wyjąć chleb z piekarnika, bo mi się zaraz popsuję i zamiast chrupiącej skórki będzie węgiel.A tego byśmy chyba nie chcieli.

sobota, 20 grudnia 2008

Stop! It's Hummer Time!

Pamiętacie może X?Puszczalską sąsiadkę która opinię dziwki uznaję za nobilitującą?Miałem dzisiaj niezwykłą przyjemność jechać z nią i jej 3000 którymś tam chłopakiem jego samochodem.Nie wiem po co i nie wiem dlaczego.Chciałem pogadać z X bo dawno się z nią nie gadało.Chociaż większą prawdą jest, że chciałem usłyszeć o jej ekscesach, cotygodniowych ciążach i przelotnych romansach.Gdy tylko jej chłopak wyszedł z samochodu X spytała się mnie czy będę świadkiem na jej ślubie.Zrobiło mi się gorąco nie z powodu, że mnie o to zapytała ale dlatego, że w samochodzie ocieplanie stopiłoby lodowiec.Z lekkim zdziwieniem, prowizorycznie się zgodziłem.Czy X się chce ustatkować?Sam fakt, że zrezygnowała z tipsów na rzecz ładnych rękawiczek musi o czymś świadczyć.Chociaż wątpię w przewidywane na Wielkanoc zaręczyny.Ich miłość potrwa do pierwszej przejażdżki X w lepszym samochodzie jakiegoś starszego i bardziej przedsiębiorczego młodzieńca.
S., z którą zdaję mi się, że znam się od dawna chociaż przy każdym naszym spotkaniu odkrywam nowe cechy, powiedziała mi niedawno, że właśnie w święta chciałaby poznać tego jedynego chłopaka z którym mogłaby odstawiać te wszystkie szopki znane z komedii romantycznych typu: trzymanie się za rączki, jazda kabrioletem nad morze, lub na górkę z której widać całą panoramę miasta i jedzenie wspólnie klopsików we włoskiej restauracji jak te psy z "Zakochanego Kundla".Sęk w tym, że jeśli w święta widzi jakiegoś fajnego chłopaka, to najczęściej kupuję on coś swojej dziewczynie, lub dziewczynie która mu się podoba lub komuś tam innemu, komu ma zamiar się przypodobać.S., twierdzi, że nie jest desperatką i że przez cały rok szuka jakiegoś mężczyzny, ale to właśnie święta sprawiają, że ludzie patrzą życzliwiej na innych.Zwłaszcza jeżeli są po kilku głębszych.Na pytanie czy szuka tej miłości na dłużej, czy do czasu aż choinka zacznie tracić igły, powiedziała, że jeśli chodzi o święta to ta miłość będzie trwała najwyżej do 'Trzech Króli', no może pociągnie jakoś do Wielkanocy (w końcu musi mieć partnera,żeby mieć się z kim pokazać na "zaręczynach" X).W dni powszednie wystarczy jej tydzień albo dwa.Potem zazwyczaj ryczy przez 3 dni, opycha się chałwą, zapija to Metaxą i gdzieś po tygodniu jest już gotowa do kolejnych wyzwań.Osobiście twierdzę, że S., to masochistka i to jedna z tych najbardziej pieprzniętych.Cotygodniowa dawka rozpaczy na nią działa jak poranny prysznic.
S., to dosyć osobliwy przypadek.Chociaż na pewno na firmamencie moich popapranych znajomych jej mały fetysz jej tylko kroplą w oceanie i właściwie się nie liczy.
Ja osobiście nie byłbym gotów na cotygodniowe rozstania, zwłaszcza, że zazwyczaj nie jestem gotów na spotkania i początki.Właściwie to nie wiem co jest takiego fajnego w tym byciu ze sobą?Najpierw jest trudno osobę poznać, zbliżyć się do niej, potem jest trudno przekonać ją do siebie, a gdy wszystko już jest na dobrej myśli to akurat Balenciaga tworzy świetną kolekcję i nie masz już nawet ochoty zajmować się wcześniejszym obiektem westchnień.Bo w końcu nie można konkurować z Balenciagą.No nie?

W ramach mojej bezgranicznej miłości do wszystkich zwierząt które ludzie uznają za brzydkie, aż muszę wkleić zdjęcie mojego ulubieńca.Przed państwem bornella anguilla.Przepiękny ślimak wodny bez skorupy.



Czyż nie jest uroczy? Ty mój kuci kuci.

piątek, 19 grudnia 2008

There's gonna be allright.

Na śnieg nie ma nic lepszego niż John.I to w najlepszym wydaniu i w doborowym towarzystwie Natashy, Anji i Iriny.No i oczywiście Monsieur Galliano.

środa, 17 grudnia 2008

Bezsensowny post.

Mama rano obudziła mnie, śpiewając 'Freedom' Georga Michael'a w swojej jazzowej wersji.Postanowiłem, że kupię jej saksofon.Jej zainteresowanie muzyką offową mnie zaczyna przerażać.Kupiłem sobie w sieciówce bluzkę i spodnie.Spodnie wiernie udają rurki( nawet ledwo wchodzą i będę chyba musiał smarować nogi jakimiś kremami, żeby tylko się w nie wślizgnąć.Koszulka ma nadruk który jeszcze wierniej udaję pop- art niż spodnie rurki.Ogólnie zakładając zestaw czuję się niezwykle bananowo i brakuję mi tylko wspominanych przeze mnie na każdym kroku Ray Banów( niech mi je ktoś kupi!) i jakiś nowobogackich Nike'ów za kostkę.Wtedy będę mógł podbijać każdy klub w którym trzeba wyglądać na osobę wydającą minimum 200 złotych na t-shirt.
Boże, o czym ja piszę? Niedługo zacznę się chwalić, że właśnie przed chwilą zjadłem kanapkę i zaraz będę obcinał paznokcie.
Dzisiaj z okazji wigilii klasowej która trwała godzinę i polegała na dzieleniu się okruchami opłatka, ktoś złożył mi życzenia : "...I wszystkiego czego sobie zamarzysz".
Cholera, właśnie jakie ja mam marzenia? Czy chce robić w życiu to co kocham, czy chce znaleźć kogoś kto sprosta moim wymaganiom? (ja pierniczę co ja piszę?)
A o czym marzą inni?
A. powiedziała, że marzy o spokoju i tak jak każda pretendentka do tytułu Miss Universe o pokoju na świecie.
Moja babcia marzy żeby wreszcie przestała jej dokuczać osteoporoza i żeby kwiatki na balkonie się przyjęły i jakoś wyglądały na wiosnę.
Można mieć marzenia większe i mniejsze.Ale czy którekolwiek są w 100% możliwe do zrealizowania?

niedziela, 14 grudnia 2008

Happiness.

Może to wina fermentacji, ale po 3 szklance soku jabłkowego lekko się zataczam i czuję się na haju.Świat wydaję mi się lepszy a ja sam bardziej się sobie podobam.Nawet pomimo niezgrabnych ud.Ale podobno facet nie musi mieć pięknej figury.Ważne żeby miał kilkudniowy zarost, śmierdział alkoholem i papierosami i wyglądał niechlujnie ale z lekka nutką nonszalancji.Czy jak zarzucę szalik albo chustkę do mojego szarego dresu w którym chodzę po domu to będzie to lekka nonszalancja?Skoro już trochę pachnę alkoholem przez ten sok jabłkowy(dobrze, że nie piłem pomarańczowego-stoi w kuchni już ze 2 miesiące), nie goliłem się od 3 czy 4 dni i dodatkowo zarzucę szalik do dresu by nadać sobie odrobinę nonszalancji(zdecydowanie nadużywam tego słowa), wystarczy mi już tylko przesiąknąć zapachem papierosów.Jako, że jest zbyt zimno, będę musiał w 1/4 nie być prawdziwym męskim samcem alfa i chyba nie będę płakał z tego względu.No chyba, że wypije jeszcze szklankę soku.Wtedy się rozpłaczę, uśmieję i rzucę komuś na szyję krzycząc: "kocham cię! świetnie że jesteś moim przyjacielem!".A tego chyba byśmy nie chcieli.
Pozostaję mi trochę wytrzeźwieć, chociaż potrafię funkcjonować normalnie i coś tam coś tam jakby to powiedziała jakaś posłanka z okrutnie brzydką fryzurą.
Mimo świąt i nienawidzonego przeze mnie świątecznego czaru( no chyba, że ten czar jest w chatce w Aspen na odludziu z butelką Pérignona w jednej ręce i paczką nachos w drugiej.), to postanowiłem w tym roku z przyklejonym uśmiechem pomagać we wszelkich pracach domowych.Nawet jeśli przyprawiają mnie one o dreszcze.Nawet jeśli A. będzie miała grzańca w domu i powie, że jej rodzice jadą na zakupy i do babci i będziemy mogli do oporu pić grzańca z wielkich kubków i oglądać "To właśnie miłość" na dvd, to i tak mam zamiar ubrać w tym roku choinkę z wielkim entuzjazmem i zrobić ciasta z najszerszym uśmiechem z tej strony Wisły.Bo w tym roku ma być idealnie.Tak jak sobie zażyczę tego ja.



I jak powiem "Strike a pose!" to każdy w domu odpowie "Vogue". I wnet przyniesie mi najnowszy numer.

sobota, 13 grudnia 2008

Utopia.

Z zimą(obecnego stanu pogody tak bym nie nazwał) i z lataniem bez czapki wiążą się pewne konsekwencję-Jestem znów przeziębiony.Nie wstaję już świeży i wypoczęty i nie tryskam humorem.Jedynym czego pragnę to łyk soku malinowego i łyżka miodu, a dobry humor wypływa ze mnie jak tylko wyjmę nogę spod kołdry.W gruncie rzeczy zasłużyłem sobie na to latając na każdej przerwie za jakieś winkle żeby zapalić(wiem wiem, niezdrowo) i jedyne co piłem to 'ice tea' wprost z lodówki.Nienawidzę siebie za to i przyrzekam uroczyście, że kończę z lataniem na przerwach na dwór i piciem tego gówna co godzinę.
Tworzenie sobie reputacji bywa czasem bardzo trudne i żmudne.Niektórym udaję się ją stworzyć sobie w 2 minuty od przyjścia "w gości".Ostatnio X(tak ją nazwijmy), chwaliła mi się, że wszyscy mają ja dziwkę i dupodajkę.Stwierdziłem, że nie jest to zbyt fajne i nie ma się czym chwalić.Ona mi odpowiedziała, że to lepiej, że ludzie tak uważają bo dostaję więcej zaproszeń na imprezę i wyrywa fajne jak to ona nazwała "towary".Bogu dzięki nie widziałem się z nią już kilka dni.Być może nadmiar imprez jej służy i zła reputacją równa się u niej dobra reputacja. czy w tym wypadku matematyka nie ma swoich praw? minus i plus dają w tym przypadku plus?Czy można być dziwką i mieć szacunek wśród ludzi?
Kiedyś widziałem jak mój ojciec, coś bazgroli na gazecie.Nie chciał mi tego pokazać.Bazgrolił tak przez jakieś 30 min (oczywiście w stanie pół trzeźwym) po czym poszedł spać.Na każdej stronie w jakieś gazecie zamalował czarnymi kręgami twarze polityków i Dody.Czy mój ojciec działa w jakieś tajnej konspiracji?Jeśli tak, to dlaczego akurat Doda?
Chyba powinienem wstać z łóżka.W łóżku strasznie mi ciepło w stopy, a ja nie lubię jak jest mi przesadnie gorąco.Dlatego nigdy nie odkręcam kaloryfera.Przecież po to zmienił pościel na cieplejszą, żeby nie trzeba było ocieplać całego pokoju.Oczywiście rano mama wpada do mojego pokoju i odkręca mi kaloryfer na całą moc.Nie wiem czy mam się pocić bo to zdrowe, czy ona mnie po prostu nie lubi i chce żebym znalazł jakąś robotę.Chociaż w takim razie powinna robić takie naloty mojemu bratu.Ja się jeszcze uczę i mam prawo na domowym garnuszku siedzieć.On w sumie też się uczy, ale jako jego młodszy brat, zdarza mi się gardzić jego osobą.
Czym jest więc miłość?(co za umiejętność dygresji z mojej strony)
Nie mając dzisiaj nic ciekawszego do roboty, obejrzałem cały maraton bajek na Cartoon Network i w jednej bajce małpa trafiła w sedno.
"-Pośladki mi drętwieją, zęby mi się prostują a w głowie zaczynają mi się pojawiać stokrotki.To chyba znak, że...
-Zakochałeś się?
-Też.Ale bardziej chce mi się puścić bąka."


Uroczo obrzydliwe.Ale co tam miłość.Po co o niej rozmawiać, skoro mnie ona nie obejmuję.Mam coś w rodzaju radarów na to uczucie.Potrafię je wytruć zanim się pojawi.I niech mi ktoś powie, że jeszcze przyjdzie dla mnie pora na miłość.Nie przyjdzie.A jak przyjdzie, to będę zbyt zatroskany, czy będę ta bluza będzie pasowała do tej bluzki, by iść na 'randkę'.Jak powiedziałem kiedyś będąc u kolegi w szpitalu w odwiedzinach:"Dziękuję, postoję.Mam zasady, nie siadam na byle czym."



"Bo ja jestem taką mała, próżną dziewczynką lubiącą lizaki.I czuję się źle gdy ktoś ma lepszego lizaka ode mnie"
Cóż.Ja chyba też.

środa, 10 grudnia 2008

Hunter.

Słodkie zaliczanie semestru chciałoby się powiedzieć.Codzienne siedzenie z coraz to nowszymi książkami, które zaraz po przeczytaniu już do niczego się nie nadadzą bo jak wiadomo zasada 3 Z działa(Zakuć-Zdać-Zapomnieć).Wszystko miało być dzisiaj pięknie ale oczywiście nie powiodła się matematyka.Co z tego, że uczę się jej dzień w dzień i niby znam na pamięć, ale jak przychodzi coś rozwiązać to gubię się w dodawaniu i nie potrafię się nawet podpisać- tak przerażają mnie zadania.Niby wszystko robiliśmy na lekcji(a robimy najprostsze przykłady) a jak mam zadania w ręku to od razu mam skręt wszystkich organów, bo pierwszy raz coś takiego widzę.
Niestety wigilia klasowa nie odbędzie się w tym roku i nikt nie spróbuję mojej wybornej szarlotki królewskiej, której tak wszyscy oczekiwali.No chyba, że przemycę całą blachę ciasta na malarstwo albo reklamę wizualną.
Nie pozostaję mi nic innego jak uczyć się do tej pieprzonej matematyki i coraz bardziej lubianej przeze mnie geografii( którą K. nazywa gejografią[nie pytajcie dlaczego, nie wiem]).Au Revoir! tylko tyle powiem.
Zastanawiam się czy przez matematykę będę mógł jutro iść na karaoke pić mojito i wódkę i śpiewać piosenki Boys-ów(na trzeźwo nawet bym się nie odważył).
Póki co odpływam razem z Björk (którą też trochę zacząłem lubić), by dryfować wśród logarytmów i lodowców piedmontowych.

piątek, 5 grudnia 2008

Make this land a better land.

Wymiotuję na widok paprykarza.Nie to, że tak często go jem, bo nie jem go w ogóle.Dzisiaj rano jak nakładałem kotu do miski łyżką miałem odruchy wymiotne większe niż przed lekcjami wf-u w gimnazjum.
Mam zimne stopy.Nie wiem czy to coś oznacza.W podstawówce mówiło się, że jak ktoś ma zimne ręce to znaczy, że ktoś go kocha.W takim razie mnie kochają wszyscy.
Mleko zabija-tyle wyniosłem dzisiaj ze szkoły.Nie ważne w jakiej postaci.Mimo iż w większości po prostu dostaję się obstrukcji.Ja piję kakao i nie narzekam.Noga czy ręka mi nie odpadły jeszcze, a ja sam nie postarzałem się na twarzy o jakieś 10 lat.
Nie można golić włosów między studniówką a maturą.Mam zapuszczać kudły przez 100 dni tylko dla tego, że może mi się nie powieść na maturze.Zresztą maturę mam dopiero(już?) za 2 lata.Na razie sen z powiek spędzają mi praktyki.Może już dzisiaj powinienem wysłać do jakieś modowej gazety e-maila z prośbą o odbycie praktyk jako asystent stylisty lub fotografa.I jak by tego było mało kurewsko się rozpadało, cytując jakąś hip hopową piosenkę, którą mój ojciec ma ustawioną jako dzwonek i która denerwuje mnie jak mało co.Wolę już temat z Va Banku mojej matki.Albo swoje Glass Candy na dzwonku.
Będąc w jakieś spelunie i przeglądając siebie myjącego ręce przy potłuczonym lustrze, zauważyłem, że wreszcie mam kości policzkowe.Wreszcie!Wreszcie nie muszę zasysać się od środka, żeby jakoś wyglądać przy mojej pucołowatej twarzy.
A zakończeniem dnia była wisienka na torcie(chyba zgniła wiśnia).Otóż musiałem zapłacić 10 zł, które mogłem dołożyć, do mojego osobistego prezentu mikołajkowego-atłasowej muszki.Rozumiem, jakby to 10 zł zostało spożytkowane na jakieś ciekawy film.Ale nie! Kolejny film o Papieżu.Ile można?Papież kontratakuję?Rozumiem, jakby to było w normalny dzień tygodnia.Ale ci faszyści każą nam iść w sobotę do kina na 90 minut powielania historii którą znają już wszyscy i z której nie da się wykrzesać już niczego innego oprócz patriotycznego bełkotu.Ja rozumiem, ważna osoba, polak bla bla bla.Wolałbym iść już na totalny szit, albo siedzieć 7 godzin w szkole.Albo przyjść 2 stycznia.A zaplanowałem sobie taką kreatywną sobotę.
Miałem zrobić plakat filmowy o 'Alicji Z Krainy Czarów'.Miało być trochę perwersyjnie.Alicja miała siedzieć na wielkim grzybie halucynogennym w króciutkiej plisowanej spódniczce i dosyć kuszącej bluzce.Albo miałem zrobić same nogi Alicji (oczywiście dłuuugie) z zsuniętą skarpetką, trzymająca w ręku misia symbolizująca pana Królika.Wszystko oczywiście szlag trafił.
Cóż, wydaję mi się, że z perwersją będę musiał poczekać do niedzieli.Chociaż czemu nie mieć jej choć trochę dzisiaj.Wiem co będzie do tego najlepsze.



A Gisele zastąpię sobie w myślach Snejaną albo Hilary.

wtorek, 2 grudnia 2008

Wish.

22:22
Pomyśl życzenie!

niedziela, 30 listopada 2008

Slave to the Rhythm.

Szczerzę mówiąc cieszę się, że śnieg stopniał a sople znad moich drzwi spadły, bo bałem się wychodzić z domu w obawie, że półmetrowe, ostre bloki lodu, spadną na mnie i zginę na miejscu.Cieszę się, że nie muszę już "doślizgiwać" się do szkoły i uważać żeby nie stracić zębów.Wraz z nadejściem ocieplenia, które mimo iż nie zwiastuję wiosny to i tak jest bardzo miłe postanowiłem spędzać więcej czasu na dworze, niż kisić się w domu i bezustannie jeść krakersy, które już śnią mi się po nocach( razem z białymi Ray-Banami z królikiem Bugsem, połyskliwym laptopem i kotami z 3 ogonami w dodatku całymi w kolorze fuksji).Z czym wiąże się moje postanowienie wyziębiania się na dworze?Nie mam zielonego pojęcia.Ktoś mi powiedział, że może chce wewnętrznie oczyścić swój organizm zimnym powietrzem i zdobyć większe pole do manewrów myślowych(cokolwiek to znaczy).Pozwólcie, że się zapytam: "Co miał na myśli autor kierując podmiotem w tą stronę?" i czy ktoś ma "ciapu ciap?".
^Nie zważając na te cytaty 13 latki w ciele 40 latki, nie pozostało mi nic innego jak powiedzieć wielce lingwistycznie Aloha nieoczyszczonemu organizmowi(już sam zaczynam wierzyć w te słowa).

Co do Ray Banów z Królikiem Bugsem, to obudziłem się dziś rano i od razu sprawdziłem, czy nie mam ich na sobie.Pomarzyć można.

niedziela, 23 listopada 2008

Mrs Robinson

"Zniszczyli bluzkę od Anny Sui.Powinnam płakać ale nie czuję nic.Wojna mnie zmieniła"
Amanda podczas paintball'owej wojny w garderobie
"Brzydula Betty"

Dzisiaj mam obowiązek i chęć obejrzenia przynajmniej jednego filmu z Dustinem Hoffmanem, przejrzenia starych zeszytów mojej mamy, jeszcze ze studiów(Lata 80') i zinterpretowania starej okładki Vogue'a na reklamę.
Póki co czeka mnie lepienie bałwana( z torbą Vuitton'a) i ogólna zabawa wieczorową porą na śniegu.Z Panią Robinson rzecz jasna.



"It's a little secret just the Robinsons' affair."

piątek, 21 listopada 2008

Cars.

Pomyślałem, że już czas skończyć ze zmianami nastroju i przestać w ciągu minuty 10 razy się śmiać i 10 razy popłakać.Czas wyjść z bagna rozpaczy i depresji, która jak stwierdziła A : " Jest sobie wmawiana". Czas przestać być hipochondrykiem i czas zacząć robić co się komu podoba.
Łikiend zacznę z cyckami Lary Stone i piosenkami z serii przygód o Jamesie Bondzie.



"There's no point of living, if You can't feel the live"

wtorek, 18 listopada 2008

Someone Better.

Jedną ze strasznych stron picia alkoholu, jest to, że mimo iż słyszysz piosenkę po raz pierwszy to i tak znasz jej tekst.Nie ważne, czy jest to jakieś dancehallowe odkrycie, czy disco polo które, gdy mówisz, że pierwszy raz je słyszysz wszyscy patrzą na ciebie ze zdziwieniem i odrazą.Nie wiem czy na moje nieszczęście(do czego ja dążę?) zostałem uznany za dziwaka który nie zna sztandarowych hitów i szlagierów lat 90, polskiej sceny disco.
Zauważyłem, że mimo postępującej starości i nieuchronnie zbliżającej się prędkości ameby nadal udaję mi się ustawić dobrze do zdjęcia i nie wyjść jak zburaczały niewolnik techno.Niedługo napiszę chyba kodeks jak powinno się mnie fotografować i z kim najlepiej wychodzę.Czy ja jestem narcyzem?Jeśli tak to najżałośniejszym jakiegokolwiek widziałem.Bo czy jest coś żałośniejszego od powiedzenia komuś prosto w twarz jakim to jest nieudacznikiem życiowym, wiedząc i mając na uwadze ile niepowodzeń miało się w życiu własnym.Może gdzieś po drodze tego gówna ponurej egzystencji udało mi się zatrzeć moje sponiewierane sumienie i na zawsze zamknąć drzwi do zdarzeń które wymagają wyjaśnień?
Kiedyś w teście na to jakiej płci jest mój mózg, wyszło mi, że mam damski organ myślący.Idąc za ciosem, poszedłem za słowami Marge Simpson.Jest to tekst który sobie zawsze myślę kiedy mam wybuchnąć lub kiedy moja frustracja ma wypłynąć.
"Lisa, jako kobieta powinnaś dusić w sobie wszelkie emocję.Tylko tak będziesz wspaniałą osobą"
Jak ironicznie i prawdziwie zarazem.Dżizus, o czym była ta notka?Czy ja gorzknieje, czy przeszedłem z fazy optymisty na realizm?



*Czy jest ktoś genialniejszy?
**Chyba najlepiej mi się wychodzi z J., albo N.Ew z KaP.(miało być bez imion)

poniedziałek, 10 listopada 2008

Jungle Drum.

Ze zdziwieniem muszę stwierdzić, że wszyscy w domu u mnie już śpią, mimo tak młodej godziny.Gdyby nie fakt, że straciłem rachubę czasu i nie wiem już nawet jaki jest dzień tygodnia i dlaczego nie byłem w szkolę, też bym poszedł spać.O, już wiem.Nie zamierzam jednak kłaść się spać.Zakochałem się w "Potopie" Sienkiewicza i zamierzam sobie jeszcze przeczytać kilka rozdziałów, co zajmie mi jakieś 2 godziny, więc nie mam co nawet myśleć o spaniu.Na bok odłożyłem wszystkie sexy w wielkim mieście, harry pottery czy biografie kontrowersyjnych postaci, by móc całkowicie zanurzyć się w cudownym świecie archaizmów i staropolskiej mowy.
Podobno jutro jest wtorek(właściwie to już za ponad godzinę).Amerykanie na podstawie badań i testów psychologicznych, stwierdzili, że człowiek jest najbardziej kreatywny w miejscu pracy, właśnie we wtorek.Mija nam więc jutro najbardziej pomysłowy i twórczy dzień.Weekend całkowicie mnie zanudził i nawet fakt, że jutro są moje imieniny, nic w tym momencie nie zdziała.Matka wyjechała nie wiadomo gdzie, ojciec zrzędzi a brata wiecznie nie ma.Z braku jakiś ciekawszych zajęć postanawiam, że jutro od rana ogarnę cały dom na błysk,skończę pierwszy tom "Potopu",zrobię pranie i uprasuję tylko moje rzeczy.Powoli zamieniam się w kurę domową jednak to mi wcale nie przeszkadza.Bo co ma się stać to się stanie.Aktualnie mnie to nic nie obchodzi.A teraz pożegnam się.Muszę zregenerować siły przed jutrzejszym dniem.Kmicic i Oleńka sobie poczekają do jutra.Skrzetuski zresztą też.

środa, 5 listopada 2008

Uuuuua!

Latam jak ptak, śpiewam jak motyl- czyli szalonej twórczości ciąg dalszy.I nie ważne, że coraz gorzej w życiu zawodowym(tutaj należy wstawić zamiast życia zawodowego, życie szkolne, to jest naukę).Nie jest w stanie mojego dobrego humoru zniszczyć nawet sprzątaczka, która czepia się moich butów, nawet A. która ma wieczny okres i wszystko ją wkurwia, przez co emanuję złą energią, rozpromieniała dzisiaj ubrana w bluzkę która nasuwa mi na myśl ceratę.Nie zirytuję mnie nawet nauczycielka polskiego, która nie wierzy w moje zdolności humanistyczne i która wzdryga się na myśl, że chce pisać maturę rozszerzoną z polskiego.Nic nie jest mi w stanie przeszkodzić w pozytywnym ale nadal realnym myśleniu.Nie można być zbyt szczęśliwym, bo się oszaleję.Będę szczęśliwy w umiarkowanym stopniu, i będę pozwalał K. wiązać mi turbany na głowie z jej chustek i będę tańczył z J. do zestawu piosenek z pokazu Hermèsa na jesień 2008.Jeśli ktoś by pytał to rozkoszuję się chwilami całkowitego zapomnienia o świecie i jego nudzie w świecie pełnym piankowych drzew i lukrowanych mostów.Lubię sobie pomarzyć.Nie,nie jestem zakochany.Nawet przez sekundę.



I don't feel like dancing.A ja chyba feel.

piątek, 31 października 2008

Cosmic.

Po okresie dostawiania dobrych ocen przyszedł oczywiście czas dostawania złych ocen z niewiadomych(no, dobra wiadomych) powodów, więc nie powinien dziwić fakt, że spędzę obecny łikend zatopiony w matematyce, geografii i Bóg wie czym jeszcze.Wszystkie plany poszły w pizdu i jedyną alternatywą może być oglądanie ckliwych komedii romantycznych razem z moją matką i miską chipsów.Jedyne co muszę robić, to czekać aż J. odbierze prawo jazdy(co w jego przypadku równa się to z licencją na zabijanie)i razem z nim i K. pojedziemy do Krakowa znaleźć drogę na Wawel.Będzie to podróż dosyć trudna biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie będzie już padał śnieg a my będziemy jechać kabrioletem.Może pogoda będzie na sprzyjać i uda nam się nie trafić w jelenia, łasicę czy innego zwierza leśnego i po 6 godzinach jazdy, wspomagając się wódką pitą z termosu uda nam się dojechać.Pozostaję wierzyć, w to, że J. to złote dziecko i to, że zdał prawo jazdy za pierwszym razem nie jest jakimś jednorazowym cudem.Mam nadzieję, że zaczyna się dobry okres i, że wreszcie będzie tak jak powinno być-...tak dobrze,że nawet nie umiem tego opisać.Czego i wam życzę.



Alleluja i do przodu!

niedziela, 26 października 2008

Filthy And Gorgeous.

Daleko od zgiełku, klubu 7x7 metrów z boazerią i poziomu wieku równego 13, który prosi cię żebyś kupił mu piwo, bo masz dowód, bo widział w twoim portfelu jak kupowałeś sobie alkohol, bo on nie kupi bo wygląda na mało lat a ty wyglądasz na starego.A więc daleko od tego szajsu, w kawiarni czynnej do 23, w której podają najlepsze koktajle na ziemi, usiadło sobie na plotki, niewidziane dawno razem trio.Znają się od podstawówki a nawet dłużej, bo jedna z osób jest bratem ciotecznym drugiej z osób i jego ojciec jest jej chrzestnym, którego ona z kolei nie widziała od komunii i przy każdej możliwej okazji, z szyderczym uśmiechem na ustach pyta się co u niego, a on nie chce opowiadać o swoim ojcu, bo nie umie z nim nawet 5 minut porozmawiać bez wkurwienia.Oto właśnie w tej kawiarni, w której są piękne zdjęcia Paryża i leci nastrojowa offowa muzyka i której tytułów nie znają nawet pracownice, usiedliśmy my.Nie potrzebne są tu imiona.Każde poszło w inną stronę po gimnazjum.One poszły do jednego liceum, ja do innego.Nici znajomości trochę się poluźniły i nie wychodzimy co tydzień w miasto, wypożyczyć jakiś niskobudżetowy horror i oglądać go z przypalonym popcornem, robiąc sobie jaja z każdej sceny.Sami przyznaliśmy, że bardzo skostnieliśmy samym wyborem lokalu.Nie jest to jakiś krzak w którym rozpracowujemy wino i trzęsiemy się ze strachu gdy ktoś przechodzi, nie jest to też żadna pijacka melina, głęboko pod ziemią w której delektujemy się najtańszą wódką kupioną na podrabianą legitymację S. i bojąc się, że ekspedientka się połapię i będziemy mieli nieciekawie, bo w końcu w domu jesteśmy obiektami porównywalnymi z Buddą-nieskazitelnymi istotami, niezdolnymi do grzechu.Nasze rozmowy nie polegały już na rzucaniu obelg i przechwalaniu się kto ma bardziej przaśne teksty.Wychodziliśmy daleko w przyszłość naszymi konwersacjami.Każde z nas zastanawiało się co dalej.One opowiadały mi o swoich chłopakach i ich wadach, a ja zajadając ciasto bananowe słuchałem tego, w myślach mając obraz naszej wspólnej przyszłości.I chociaż po liceum będziemy jeszcze dalej siebie, to chciałbym, żebyśmy utrzymywali kontakty na jakimś poziomie- to znaczy chciałbym je widzieć przynajmniej raz w roku.Zgodnie doszliśmy do wniosku, wydając pieniądze na małe porcję ciasta, że zestarzeliśmy się bardzo i nie w głowie nam jakieś imprezki i melanże( nienawidzę tego słowa), na których spijamy się do nieprzytomności.Lgniemy bardziej w kameralność i odrobinę prywatnego szczęścia.Czy czas nas nie oszczędził?
Ja stwierdziłem, że mam to wszystko gdzieś, bo w końcu zostały mi jeszcze zastrzyki z botoksu i jak to mnie nie odmłodzi, to będę zmuszony do hibernacji. T. natomiast ma zamiar cieszyć się każdą chwilą z chłopakiem, którego z S. zbytnio nie trawimy.Tak to jest z przyjaciółmi.Najpierw szukają ci chłopaka, a jak już ci go znajdą, to chcą byś się z nim rozstała.Może jesteśmy egocentryczni i chcielibyśmy wypełniać się nawzajem tylko naszymi spotkaniami.Mimo iż kawiarnia była czynna do 23, to ulotniliśmy się już około 21.30.Chcieliśmy wrócić do domu i się pouczyć?To dziwne, bo normalnie lecielibyśmy na imprezę, podczas której jakiś gówniarz poprosiłby mnie o papierosa, a jakbym mu go nie dał wyklnąłby mnie od najgorszych.
Może się nie zestarzeliśmy.Może po prostu dorośliśmy i pewne rzeczy zostały utracone.Może to i lepiej?

czwartek, 23 października 2008

Catch Me If You Can!

Mimo, iż większość rzeczy które robię nie mają najmniejszego powiązania z miłością, to postanowiłem zagłębić się w lekturę typowo kobiecą.Jak wielu facetów nie wiem nic o tym "pięknym i cudnym uczuciu".Stwierdzam, że to nawet lepiej.Przynajmniej dużą część mojego umysłu nie zapełniają westchnienia i trzymanie się za rączkę.Będąc w księgarni(którą odwiedzam o dziwo coraz częściej)i dokonując trudnego wyboru między książką o Marilyn i "Seksem w wielkim mieście", pomyślałem sobie:"Czemu nie? Serial jest świetny, a Marilyn jest nieśmiertelna i na nią przyjdzie jeszcze pora".Lektura miejscami wydaję się śmieszna(relacje z orgii czy rozmowy o przyrodzeniu męskim), a czasem naładowana wielkim bezdennym pieprzeniem o miłości.Tak to już bywa.Jednak już na początku znalazłem cytat który bardzo mi się spodobał.

-Absolutnie wierzę w miłość.Gdybym w nią nie wierzył, popadłbym w czarną depresję.Ludzie to połówki.Miłość sprawia, że wszystko nabiera znaczenia.
-I wtedy ktoś ci ją zabiera, no i masz przejebane-skomentował Skipper.


Wybacz Marilyn.Następnym razem pójdę za twoim pieprzykiem i blond włosami.

środa, 22 października 2008

No guitars, no drugs, no leather, no fun.

Może to jesień tak na mnie działa, może to jakieś zmiany hormonalne obecne w wieku dojrzewania(pokwitania?), może to przez nałogi i chodzenie w luźno zawieszonym szaliku w renifery.Nie wiem.Zastanawiam się tylko ile jeszcze ludzi będę musiał znienawidzić a ilu pokochać, żeby wreszcie było dobrze.Może jutrzejszy wyjazd do galerii na wystawę, pomoże mi to przemyśleć.
Tymczasem wracam do moich zeszytów z narysowanymi butami na marginesie, uczyć się o cyrkulacji powietrza w atmosferze i coś tam alkanów.Mam nadzieję, że MGMT mi w tym pomoże.

piątek, 17 października 2008

Robots.

Jeśli jeszcze raz usłyszę od kogoś, że czas na miłość i jeśli jeszcze raz ktoś postanowi mnie wziąć na "podryw" to chyba zabiję się własną ręką.Tak, jestem niegrzeczny i dobrze mi z tym, bo jak dzisiaj stwierdziłem z moim kolegą(-om.Nie wiem jak to napisać):"To nasze skurwysyństwo będzie się ciągnęło za nami całe życie".I mi to bynajmniej nie przeszkadza.



Na Wikipedii, w haśle "Święty Marcin" znalazłem przysłowie:"Jaki Marcin, taka zima".Zima będzie bardzo bojowa w takim razie.

wtorek, 14 października 2008

Love Lockdown.

Mam ochotę na piżamowe party.Najlepiej przy soundtracku z wiosennego pokazu Dolce&Gabbany i najlepiej w towarzystwie Natashy Poly.I będę wyrywał płatki z jej kwiatków na sukience.Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha.


A może nie czas myśleć o tym co będzie, tylko o tym co jest teraz i nie skupiać się na tym co chcą inni, tylko brać to co samemu się chce.Wyciągnę wyżej ręce i złapie jak najwięcej.Może ktoś będzie zrzucał z nieba buty od Prady i Pop-Artowe obrazy Andy'ego Warhola.A może ktoś akurat wyrzuci, tak specjalnie dla mnie i tylko dla mnie jakąś małą, wielkości mikro, część optymizmu, bym wreszcie mógł wyjść z dołka w który sam się wpędzam.A może to świat jest przygnębiający a ja jestem optymistą.Może to świat zwariował?

Czy ja już sięgnąłem dna?A może to coś jak efekt placebo?

niedziela, 12 października 2008

Clowns.

Z racji tego, że impreza wyjątkowo się udała, zmuszony byłem cały dzisiejszy dzień spędzić siedząc nieruchomo, z rękoma założonymi na krzyż i w ciemnych okularach, wpatrzony w telewizor.Brzmi to dramatycznie, ale każdy ma jakiś swój sposób na (nie bójmy się tego słowa)kaca.Najgorsze jest jednak przeświadczenie, że cały weekend minął jak z piczy strzelił i nie zostało nic co zaplanowałem(prócz dobrej zabawy oczywiście)zrealizowane.Pozostaje mi położyć się w pozycji embrionalnej i migać się od jakiegokolwiek wysiłku, twierdząc, że nadal mam wódkę w krwiobiegu i nie mogę się poruszyć.Cholera znowu mam zakwasy.Dobrze przynajmniej, że nie mam ochoty posłuchać disco-polo.To byłby szczyt.

sobota, 11 października 2008

L'Homme À La Moto .

Znów Warszawa, znów to samo centrum handlowe( było też inne po drodze.).Znów było brzydko i znów chciało mi się spać w pociągu.Przy życiu trzymała mnie Edith Piaf, ścieżka dźwiękowa Stelli McCartney i poczucie, że dzisiaj odbędzie się najgorętsza impreza tego sezonu.Proszę mi życzyć udanej zabawy i żebym zbyt szybko nie wylądował w kiblu.



Dzisiaj będzie smakowicie.A jeśli nie to ucieknę z jakimś homme na motorze.Femme też może być.

czwartek, 9 października 2008

Slippage.

W ramach erotycznych uniesień, poromansuję sobie dzisiaj z Alison Goldrapp.


'La la la la la la la'


środa, 8 października 2008

Immigrant Song.

Notka po części zainspirowana zakupami w dusznej i nudnej Warszawie i piosenką Led Zeppelin wykorzystaną w ścieżce dźwiękowej do pokazu Balenciagi na jesień 2007(swoją drogą genialnej).Cóż, no miałem mniej mówić o modzie a skupić się bardziej na absurdzie życia codziennego.Najwyraźniej mi się to nie uda.Wróćmy do tej męczącej i mimo małego deszczu zakurzonej Warszawy.Centrum Handlowe w którym byłem roiło się od całej masy dziwnych indywiduów i przebranych(nie ubranych, przebranych) kobiet, w za dużych butach i za małych spodniach.To wszystko okraszone pięknymi boczkami wylewającymi się z obcisłej bluzki i obowiązkową arafatką(ja moją chowam do torby.Jak mnie boli gardło to ją zakładam).Dżizus! Sam nie jestem jakimś wielkim ideałem, ale trochę kultury.Po tym jakże niepotrzebnym bulwersie skupmy się na moich skromnych, aczkolwiek ważnych zakupach.Kupiłem sobie bluzkę z prawie nagą kobietą,plikiem banknotów i 3 sygnetami.Jakże alfonsowo!Prócz tego, że stałem w kolejce do kasy z 20 minut a dziewczyna przede mną odczuwała ogromną ochotę obcięcia metki w szaliku, czym mnie zirytowała, nic nie było w stanie mnie już zaskoczyć.A jednak! w owym Centrum Handlowym stoi sobie drzewko na którym ludzie zawieszają kartki z życzeniami.Nabazgrałem szybko o mojej chęci przynależenia do świata mody, powiesiłem...i na razie czekam.Mogłem napisać po francusku albo angielsku, bo mimo iż Karl Lagerfeld to lingwista, to polskiego raczej się nie uczył.Chyba dzisiaj znów tam pojadę i przepiszę moje życzenie na inny język.Albo będę czekał aż jakiś projektant pokroju Donatelli albo Nicholasa przyjedzie i zabierze mnie z tej strasznej i nietolerancyjnej polski, by odmienić mój los i żebym mógł wreszcie robić to co kocham-robić modę.
Miało nie być tak dużo o modzie.Widać jest ona niezbędna.

sobota, 4 października 2008

Stop the rock.

Nie mogąc wyjść z podziwu dla Marrasa, za jego dzisiejszą kolekcję dla Kenzo, dzisiejszej notki będzie mało.Bawię się psychologią koloru i sprawdzam jak na dany kolor reagują członkowie mojej rodziny, by mieszając potem kilka barw uzyskać efekt wywołujący wymyśloną przeze mnie emocję.Powinienem mieć jakieś sumienie i nie traktować członków mojej rodziny jak królików doświadczalnych.Sztuka i piękno wymaga poświęceń.Na przykład przed zbliżającą się imprezą, postanowiłem żyć tylko na sałacie, wodzie mineralnej, papierosach i białym twarożku.Wiem, że mój organizm będzie miał po tym krajobraz jak po bombie atomowej, ale trudno.Może dla lepszego efektu powyginam się razem z Grace?



Chyba będzie lepiej, jak rzucę tą dietę w ciemny kąt i będę cieszył się w miarę zdrową wątrobą.Obiecuję sobie zerwać ze złym trybem życia.Wolę się "niszczyć" modą i szeroko pojętą kulturą i sztuką.Przynajmniej tak by było mi łatwiej.

piątek, 3 października 2008

Aerodynamic.

Ten tydzień minął pod wielkim znakiem zapytania:Co dalej?W końcu mogę brnąć w ten cały świat sztuki i mody, ale mogę też rzucić to wszystko w pizdu i pójść na filologię francuską i wyjechać jak najszybciej.Zaraz, zaraz ktoś pomyśli-przecież mam jeszcze rok na decyzję.Wszystko się może zdarzyć przez ten i następny rok.Ostatnio ktoś powiedział, że powinienem pomyśleć nad znalezieniem sobie miłości mojego życia.Wybaczcie ale ta "miłość" znajduję się daleko, nawet trochę za ostatnią pozycją na liście tego co chce zrobić w całym swoim życiu.Bardziej spodziewam się, że zostanę dyrektorem kreatywnym u Gucci, niż to, że zakocham się i szczęśliwie spędzę resztę mojego życia idąc z kimś za rączkę.To wręcz niewykonalne i niewyobrażalne.Zresztą miłością darzę tylko rzeczy materialne w tym złote legginsy od Balenciagi i srebrny gorset od Dolce&Gabbany.Niech mi ktoś je kupi!Będą stały w moim pokoju i będę mógł się nimi cały czas zachwycać.Ja chyba nigdy nie dorosnę.Będę cały czas zmagał się z moimi zachciankami na które będę miał pieniądze zostając chyba tylko przydupasem jakiegoś nafciarza z Arabii czy skądś tam.Cóż warto pomarzyć.No bo co robić?




RuPaul po dzisiejszym dniu dla mnie rządzi.Co nie oznacza, że mam zamiar wskoczyć w damskie ciuszki.Chociaż może...

wtorek, 30 września 2008

Erotica

Pani Madonna.Ten wieczór jest zarezerwowany dla niej.



'Connect to the sky
Future lovers ride
They're in mission style
Would you like to try?'

niedziela, 28 września 2008

Under Pressure

A gdyby tak raz cofnąć się do tego co było, i ponownie zacząć coś od nowa wiedząc, co się wydarzy i nie robić tych samych błędów co zwykle?

Mam ostatnio obsesję na punkcie dymu.Chyba zacznę podpalać stodoły.

sobota, 27 września 2008

La Vie En Rose

Herbata była za gorąca.Poparzyłem język podczas oglądania pokazu D&G i uświadamiania sobie, że kolor złoty może nie jest aż takim wielkim złem.I chociaż dziewczyny które wyglądają jak "Wieczny sylwester", albo "Festyn Kałuszyński", totalnie obrzydziły mi tą szlachetną jakże barwę.Obrzydziły mi oczywiście wiele więcej:na lakierowaną torbę nie mogę już patrzeć, a czarne włosy kojarzą mi się już tylko z kurestwem bardzo niskich lotów.
Wróćmy jednak do D&G.Coś mi się wydaję, że polubię motywy marynistyczne i wszelkiego rodzaju węzły i kotwicę.Przypominają mi moją bajkę z dzieciństwa-Popeye'a.A wszystko co przywołuję czar mojego dzieciństwa, zyskuję moją aprobatę.Więc może przestanę nadawać o festyniarskich zapędach paszczaków z ufarbowanymi włosami, w białych, pikowanych kurtkach, złotych adidasach i ciemnych rurkach z naćwiekowanymi kieszeniami.Powrócę po prostu do lat cudownego dzieciństwa-do zrywania czereśni, robienia ciast z błota, wdrapywania się na drzewo i wołania mamy żeby mnie z niego ściągnęła i nie myśleniu czy wychodzę za linię kolorując obrazek i nie dbając przy tym o kolory.Bo smerfy mogą być różowe, no nie?

piątek, 26 września 2008

Listen Up!

Wykurowany, ale nadal z małym katarem i bólem zatok, wracam do życia codziennego.Inauguracją można było nazwać kupienie sobie szalika we wzory jak od Stelli McCartney na zimę 2007-Renifery, niedźwiedzie, płatki śniegu itp.Ogólnie uroczo aż do wyrzygania jednak nadal męsko i zachowawczo.
Siedząc na kolejnej nudnej lekcji z której nie wyniosę nic prócz jakiegoś płótna, lub stosu kartek, zacząłem dostrzegać nieuniknione przyjście zimy.Dowodem może być, że nawet moja bluza z różową małpą, która ostatnio służy mi za fartuch do malowania przestała mi wystarczyć, by się nią dostatecznie ogrzać.Oznacza to, że czekać mnie będzie kupienie sobie podbitych polarem, okropnych bluz w którym wyglądam jak kark z dyskoteki.Jeszcze mi tylko dresu brakuję i gotyckich liter na plecach(bluzy rzecz jasna), które będą miały jednoznaczny wydźwięk i słownictwo:
*Gangsta
*King of the street
*Hip Hop
* i wszelkie inne wyrazy związane bezpośrednio ze słowami :Yo!, Elo!, Ziomuś, Ganja.
Gdybym miał sylwetkę anorektycznego chłopaka mógłbym pobawić się w warstwy.Ja jednak będę musiał popierniczać w grubej bluzie, która zwiększy moje gabaryty do granic możliwości. Sprzeciwie się moim zasadom i chyba kupię sobie jakiś w miarę cienki sweter.Chociaż tyle mogę zrobić.
By nie zanudzać siebie i was, puszczę wam jakąś piosenkę i pójdę oglądać mój serial na Comedy Central.

-Doktor Reed, jako lekarz powinna pani nauczyć się takich brzydkich słów jak:penis, wagina i analny!
-Analny, to nie jest brzydkie słowo...
-Proszę to powiedzieć mojej żonie.
Doktor Kelso do doktor Reed.
"The Scrubs-Hoży doktorzy"


Dzisiaj jestem nastawiony tylko na Beth i jej zespół.


Edit: W celu powiększenia zapaści intelektualnej, obejrzałem właśnie Spidermana 3.W jednej ze scen któryś z bohaterów zdaję się krzyczeć :"PRADAAAA"
Obsesja?

sobota, 20 września 2008

Technologic.

Jestem chory i czuję się jak podgrzany trup.W najbliższym czasie robię sobie przerwę od tego bloga, najpewniej do następnej soboty, podczas której mam nadzieję, być już wykurowany i pełen życia.



Jeszcze tu wrócę.

poniedziałek, 15 września 2008

Get Innocuous!

I chociaż przeprojektowanie PRL-owskiego budynku, wychodzi mi znacznie lepiej niż przewidywałem to i tak nadal mam małe mniemanie co do mojego "talentu".Może to wszystko przez to że się nie przykładam?
Pomyślę o tym z Panem Lagerfeldem i Panem Jacobsem.



I chociaż wielu nie znosi tego pokazu, to ja i tak nadal będę stał za nim murem i go bronił, nawet to, że Raquel "Koński ryj" Zimmerman otwiera ten pokaz mi nie przeszkadza.. Bo takiej ścieżki dźwiękowej nie słyszałem od lat.

niedziela, 14 września 2008

Panie Jacobs!

I chociaż wiosna 2009 Marca nie przypadła mi za bardzo do gustu, to muszę przyznać, że pokochałem od pierwszej chwili ścieżkę dźwiękową z tego pokazu.Kojarzy mi się trochę z Ameryką lat 60.,dziewczynami z kalendarza(Pin-up girls) i gospodyniami w sukienkach w grochy, kładących placek jagodowy na parapecie, żeby ostygł w czerwonych kraciastych rękawicach.Może po prostu Marc kojarzy mi się z dobrobytem.A może chciałbym zamieszkać w takiej Ameryce lat 60 i móc podlewać trawnik, piec ciasta i bawić się, swingując w klubach albo jeździć do kin samochodowych.Jestem reliktem tamtej epoki,zamkniętym w ciele 18-latka?Chyba w moim organizmie, płynie retro krew.

sobota, 13 września 2008

Are you motherfuckers ready for the new shit?

Nowy Jork i wiosna 2009, mnie nudzi, Marc Jacobs za bardzo przypominał Dries Van Notena, a Marchesa była zbyt rozczochrana.Czekam jedynie na Mediolan, który mógłby jakoś rozjaśnić nędze siedzenia w szkole.Zastanawiam się co ja zrobiłem w ciągu tych 3 lat?NIC
Nie umiem nawet dobrze od linijki odmierzyć.Może przeżywam tylko chwilowy kryzys, a może mam gorszy dzień.Nie wiem.Nie zastanawiam się nad tym na razie.Może powinienem o tym z kimś porozmawiać, albo pójść do jakiegoś terapeuty.Najlepiej jakbym już dziś wyprowadził się do Londynu albo Paryża.Miałbym święty spokój.Mógłbym do woli...no właśnie?Czyżby sprawdzały się słowa mojego brata, że nie umiem nic innego oprócz rysowania ubrań i przeglądania tych durnych gazetek, wypełnionych w większości reklamami?A co jeśli to prawda?

Boję się.Sam siebie się boję.

piątek, 5 września 2008

Bounce Bitch!

3 rzeczy:

-Lanvin
Ja, Mariacarla i ta czarna sukienka.Nic mi więcej nie potrzeba.Wszystko okraszone oczywiście muzyką z pokazu.


-Okulary "spawacza" od Balenciagi.Najlepiej w zestawie z Sashą.

-Dujer.Bo dobrego bounce'u z dobrymi ludźmi, przy piwie nigdy dość.Mimo iż nie przepadam za piwem.Pokręcę dupą w rytm reggae z ludźmi którzy są tak samo zmęczeni mijającym tygodniem.Taki odstresowywacz.


Let the JahMaican Session begin!

Peace!

niedziela, 31 sierpnia 2008

Blind.

Do rozpoczęcia tego barłogu został jeszcze 1 pieprzony dzień.Myśl ta wcale mnie nie pociesza, zresztą też nie zasmuca zbytnio.Ujrzenie po wakacjach tej rozszalałej grupy, gadanie o dupie maryni, nie robienie na zajęciach technicznych niczego kreatywnego i przeglądanie moich włoskich Vogue'ów to chyba to czego mi potrzeba po tym zastoju intelektualnym.Potrzebuję nowych porównań, epitetów krzywdzących i zwrotów mogących sprawić komuś przykrość a innych rozśmieszyć.Tak już jakoś jest ten świat zbudowany.W końcu jak powiedział Maćkoss:
"Świat jest jak Bottega Veneta - nudny i wszystko już w nim było."
Nie wiem jak wy ale ja się pod tym podpisuję.Chociaż czasem nawet Tomas Maier nas zaskakuję.Nieprawdaż?

Czy ta notka nie jest za bardzo zerżnięta od Maćkossa?Mam nadzieję, że to ci nie przeszkadza ;>
Najważniejszy wniosek na dziś:
-Trzeba się napić! Najlepiej czegoś drogiego.Ekstaza smaku musi w końcu przerodzić się w gorycz biedoty.A może ja po prostu za dużo wymagam od świata? Kariera, blichtr i emerytura Agyness Deyn.To jedyne co mi aktualnie potrzeba.No i nie możemy zapomnieć o pokręconych, zmierzających do martwego punktu rozmów z moimi rówieśnikami z tego pokręconego liceum plastycznego.

A teraz wybaczcie.Sprawy wyższe wzywają.

wtorek, 26 sierpnia 2008

Paint it black,

Dzisiaj będzie krótko.Wakacje się już właściwie kończą.Kurcze, nigdy nie byłem dobry we wstępach...Chce po prostu żeby padał śnieg.Chce żeby wszędzie było biało.To takie moje fetyszystyczne życzenie na najbliższy czas.Jeśli chodzi o sprawy bardziej przyziemne, to muszę sobie kupić jakieś nowe okulary korekcyjne.Nie poznaję już ludzi na ulicach.
Sądziłem, że wyjdzie krócej.Po prostu chce iść z Seanem na papierosa!


Notka żałośnie krótka i bez głębszego sensu.Ale czy moje wywody miały kiedyś jakiś "głębszy" sens?

niedziela, 24 sierpnia 2008

Candy Castle

Stroniąc od wiejskich przytupanek na dożynkach w okolicznej wsi z wylansowanymi "znajomymi", postanowiłem poświęcić ten wieczór na czytaniu "Lalki", rysowaniu projektów ubrań w całkiem innym stylu niż dotychczas i słuchaniu kojących kobiecych głosów dochodzących z mojego głośnika.Madonna, Roisin, Kylie, Alison Goldfrapp i Glass Candy.Nic mi dzisiaj więcej do szczęścia nie potrzeba.Przez moje coraz częstsze zaglądanie do kieliszka zacząłem się czuć jak któraś z bohaterek "mielącego" mózgi serialu "Sex w wielkim mieście".Piję drinki(wódka z sokiem w plastikowym kubku się nie liczą), trwonię pieniądze na ciuchy, które kupuję tylko dlatego, że akurat wpasowują się w nadchodzące trendy.Do tego mam ochotę zrobić sobie tatuaż.Najlepiej gwiazdkę na nadgarstku lub za uchem.Do pełnej listy moich zachcianek brakuję mi tylko drinku "Mojito" albo Malibu z sokiem jabłkowym, w którym wprost się zakochałem, bo trudno się nim upić i można go pić całymi dniami.Gwarantuję, że się nie znudzi.Ostatnio miałem przed oczami swój obraz "balangującego, wylansowanego nastolatka"- z boa z piór, dużym kieliszkiem w dłoni (z obowiązkową cytryną w środku), papierosem w drugiej dłoni, ciemnych Ray-Banach.Sam się takiego widoku we własnych myślach przeraziłem.Brakuje mi tylko cekinowej sukienki, sznuru pereł, szpilek od Louboutina i blond peruki.Jednak to by podchodziło już pod transwestytyzm. Chyba odezwała się we mnie moja "damska" połowa mózgu.Nie oznacza to jednak, że "męska" została naruszona.Pójdę już, zostawię was tylko z moją cudowną i boską Alison Goldfrapp!

wtorek, 5 sierpnia 2008

Ramalama Bang Bang!

Moje gusta odnośnie mody zaczynają iść w niebezpiecznym kierunku.Ostatnio za namową mojej Mamy, przesiedziałem z nią dosyć długi czas oglądając pokazy Gucciego.Moja niechęć do twórczości Fridy przerodziła się w dużą sympatię.Szczególnie przypodobałem sobie muzykę.I chociaż nie zdarzało mi się widzieć w jej kolekcjach jakiś szczególnie ciekawych outfitów to zafascynował mnie jej punkt spojrzenia na kobietę.Oczywiście nadal mam przed oczyma idealne kolekcję Toma Forda w których kobieta była obiektem pożądania-wyuzdaną "porn chic".Na tym moje dziwactwa się nie kończą.Wstyd się przyznać ale zaczynam lubić Larę Stone i Biancę Balti.Nie mam pojęcia skąd bierze się ta moja fascynacja tematami które wcześniej nawet kijem bym nie dotknął.Mówi się trudno i żyję się dalej.Mam nadzieję, że wraz ze zmianą gustów nie poprzewraca mi się w głowie czego i wam życzę.Lecę bo czeka mnie soczysty wieczór z soundtrackami Balenciagi.Dobrze że przynajmniej ta miłość nie przemija.
People get ready!The robots are coming!

poniedziałek, 28 lipca 2008

Does Your Homosapiens Know?

-Wczoraj, prawie miałam randkę...
-Jak to?
-Jakiś facet w autobusie zasnął na mnie i obślinił mi całe ramię.

Elliot do J.D
"The Scrubs"

Można powiedzieć, że też czuję się w stylu "prawie coś mi się udało".Idę jednak dalej i brnę przez tak niedawno lubianą nudę wakacji.Zapowiadał się odpoczynek moich marzeń, jednak skończyło się na czytaniu "Chłopów" i słuchaniu w kółko piosenek The Ting Tings.Cóż mi więcej pozostaję.Nie chce mi się nawet pisać tej notki.Chociaż nie, cholera!A tam cholera-kurwa!Przynajmniej raz dokończę coś co zacząłem.Brat kupił mi Vogue'a!W całości wypełniony czarnymi modelkami.W prawie każdej sesji jest kawałek piersi i jest mi z tym bardzo dobrze!Przyznam, że możliwość zobaczenia Naomi półnagiej dodatkowo podsycały moją jak najszybszą chęć dopadnięcia tego pisma.Chociaż tym razem coś rozjaśniło mi dzień.A może dzień był wspaniały tylko ja chce go zepsuć i zdramatyzować.Zjem lodów! mimo iż wcale nie smakują jak cytrynowe i wyglądają jak zwymiotowane jajko na twardo to pokuszę się na nie.I wali mi teraz, że jest późno, że pójdzie mi w biodra ,że to niezdrowo.M-A-M T-O W D-U-P-I-E.Nawet tyle mi się od życia należy no nie?

Wyszło bardzo agresywnie, no nie Lily?

poniedziałek, 21 lipca 2008

Satin Chic

Dzisiaj nie mam czasu zaprzątać sobie głowy wywodami o życiu i śmierci.Czeka mnie dobry tydzień, dobre towarzystwo i to co mnie napędza do życia ostatnimi czasy-Całe dużo Alison Goldfrapp!Jeżeli by ktoś pytał siedzę u siebie w pokoju ze słuchawkami na uszach i poddaję się kojącym dźwiękom.Zaplanowałem sobie obejrzeć kilka filmów w te wakacje. Nie chodzi mi o jakieś mdłe komedyjki.Postanowiłem obejrzeć trochę klasyki:"Metropolis" Fritza Langa z 1926 roku, "Tam gdzie rosną poziomki" Ingmara Bergmana i sagę "Nibelungi".Zapowiada się bardzo Noir i bardzo retro.

środa, 9 lipca 2008

Hello, I love you won't you tell me your name?

Pogrążając się w pracy fizycznej związanej z remontem niektórych pomieszczeń u mnie w domu, doszedłem do wniosku, że lepiej byłoby wynająć do tego profesjonalną ekipę(wiem, Ameryki pod tym względem nie odkryłem).Gdy zdejmowałem ze ściany jeden ze starych obrazów który moi rodzice dostali na wesele, z przerażeniem odkryłem, że jest on namalowany na starym obrusie- w dodatku niezwykle brzydkim.Dodatkowo dostałem zadanie odmalowania kawałka powierzchni, która jest całkowicie szara, gdyż moja ciotka niosąc go na ślub wpadła w śnieg.Trudne to nie będzie biorąc pod uwagę, że obraz utrzymany jest w kolorystyce moczu, po nażarciu się witaminy C ( żółto-brązowo-pomarańczowy).
Zostawiając pracę remontowe na bok, muszę powiedzieć, że od nowa dzień w dzień zakochuję się w trasie koncertowej królowej popu i mistrzyni stylizacji- Madonnie!
Te skomplikowane układy, te światła, wizualizację.Ta kobieta wie co działa na ludzi!Z moich najnowszych miłości(a trzeba wiedzieć, że jeżeli chodzi o muzykę i modę to jestem bardzo kochliwy)- chociaż powinienem nazwać to "nową- starą" miłością(taka neo-miłość, bo już kiedyś to kochałem).A więc miłością znów otoczyłem Jeana Paula Gaultiera i jego nową kolekcję Haute Couture na jesień 2008.Jest absolutnie porażające i piękna.Takiego Gaultiera potrzebuję!
Ruszam przebierać łopatą!Czuje się niemalże jak na budowie!

niedziela, 6 lipca 2008

Paris Paris!

Wyjazd do Paryża zbliża się wielkimi krokami a ja do teraz nie wiem czy tam pojadę czy nie.Nie mam żadnych pieniędzy i nawet nie mam biletu.Widmo siedzenia w domu przez caluśkie wakacje mnie powala i utwierdza w przekonaniu, że trzeba było wcześniej myśleć o tym, czy chce się gdzieś jechać czy nie.Nawet na Open'er nie pojechałem w tym roku.Mimo, iż Roisin, mimo iż Goldfrapp, to i tak nie pojechałem.Jestem tym faktem z siebie tak niezadowolony, że chyba zaraz pomaluję oczy na czarno i będę ciął się żyletką w kolorze lila róż by jeszcze bardziej zbliżyć się do filozofii emo(imoł, emołszyn-kurna nie wiem nawet jak to mówić).By już nie męczyć was moimi zażaleniami związanymi z moją nieporadnością zostawiam was z moją ukochaną Roisin w płaszczu od Garetha Pugha i jeszcze bardziej kochaną piosenką" Let me know"
Pozdrawiam!

piątek, 4 lipca 2008

Yes Sir I Can Boogie!

Uwielbiam deszcz! to chyba jedyny stan pogody który mi tak naprawdę pasuję.Mogę wtedy przez okno zapalić papierosa, posiedzieć na parapecie popijając herbatę i wdychać to świeże, oczyszczone powietrze.Otwieram szeroko okno, puszczam jakąś chilloutową piosenkę i rozkoszuję się pustym, zalanym krajobrazem.Nie wiem co takiego pociągającego jest w tym stanie otoczenia ale po prostu lubię na nie patrzeć.Wracając do rzeczywistości, to znudziły mnie pokazy Haute Couture.Jedyną odskocznią jest chyba oglądanie mody męskiej na wiosnę 2009.Moda...muszę się wziąć za kończenie mojej kolekcji na jesień roku niewiadomego .Mam co prawda jakieś 30 projektów, wyrysowałem już projekty toreb, butów i wszelkiej maści akcesoriów.Nie mam tylko pomysłu co do fryzur.Wciąż nie mogę się zdecydować między czarnymi peruczkami(tak, takimi jak u Chanel HC), a kaskami w stylu Balenciagi z sezonu jesiennego 2006( tyle, że trochę wyższymi i zasłaniającymi połowę twarzy).A może powinienem dodać trochę neoromantyzmu - tak denerwującego i irytującego mnie nurtu obecnego w prawie każdej kolekcji na wiosnę 2008(nawet Ghesquiere po części, ze swoimi florystycznymi wzorami poddał się temu trendowi).Zresztą nie mam się co przejmować-trendy zmieniają się co chwilę i może tej jesieni roku niewiadomego(jeśli osiągnę sukces w dziedzinie projektowania i zostanę wyniesiony na wyżyny świata mody)nie będzie mowy o żadnych romantycznych bzdetach , koronkach czy tiulach rodem z komedii romantycznej obsadzonej w XIX wieku.Spodziewajmy się ostrych cięć, szpilek z 20 cm obcasem i lakierowanych czarnych toreb z fikuśnym srebrnym "B." na suwaku.
Spełniłem swoją misję jeśli chodzi o pierwszą notkę.Mam nadzieję, że nie stracę zainteresowania pisaniem tu i w ogóle nie stracę zainteresowania bo Sean jest w śmietniku a nie wiem czy był w folii ;>
Pozdrawiam !