niedziela, 16 sierpnia 2009

My sugar is raw.

Ciemność.Róż.Krzyki.Wybuch.Pisk.Madonna.Królowa na tronie.Niech się schowają wszystkie Dody czy inne piosenkareczki.Ona w kostiumie od Givenchy, na niebotycznie wysokich obcasach i z porażająco genialnymi układami zawładnęła Warszawą.
Moje znalezienie się na jej koncercie było czystym przypadkiem.Jeszcze kilka dni temu nic nie obchodził mnie ten koncert.Płyta mi się nie podobała i nie widziałem w nim nic ciekawego.Kiedy jednak koleżanka zadzwoniła i powiedziała, że jest możliwość dostania biletów za darmo, pomyślałem sobie: "A dlaczego by nie spróbować.I tak ich pewnie nie dostaniemy".
Nogi mi się trzęsły jak je odbierałem.Niby nic a jednak.
Madonna królową jest i trzeba było ją zobaczyć, tarzającą się po scenie, całującą tancerki, skaczącą na skakance czy udającą, że gra na gitarze, żeby to tylko potwierdzić.

Come on in to my store 'cause my sugar is sweet!
Sweet jak cholera.

1 komentarz:

Floresa pisze...

Jakoś nie mogę polubić tej pani :P

Ale obecność na jej koncercie-zwłaszcza nieplanowanym dla lubiącego tę panią,to na pewno nie lada przeżycie.