W nastroju na muzykę najgłupszą ale i tak najskoczniejszą.W nastroju na odmóżdżenie się książkami, które mają niecałe 100 stron i które nie wnoszą nic do życia, prócz pustego śmiechu i może gdzieś tam głębokiej zadumy na temat mojego własnego ja.
Warto jeden dzień w tygodniu uciec od tej całej przeintelektualizowanej paplaniny i wyrwać się z bezpłciowego tłumu.
Biorę więc pod pachę książkę pożyczoną od P., która traktuje o poszukiwaniu własnej osobowości i odnajdywaniu tego swojego miejsca(chociaż jakoś tego tam nie mogę się doszukać) i idę do ogródka, pomoczyć nogi w aromatycznym, zmiękczającym i cuda podobno działającym płynie do stóp.A to wszystko z okazji czwartku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz