czwartek, 26 lutego 2009

Metalhead.

Chwalcie pana!
Kupiłem sobie spodnie za mniej niż 100 zł.Ba! za mniej niż 50 zł.Nie wiem jak to się stało, że będąc w jednym z najdroższych sklepów w mieście kupiłem sobie nie najgorsze spodnie?!nie wiem i nie obchodzi mnie to.Może nikt nie chciał ich kupić?Phi! grunt, że ja je kupiłem.Jak stwierdziła A. za dużo się w nich dzieję.Cóż są trochę za długie i wiją się i jest ich za dużo na dole, ale od czego ma się babcie, która ma maszynę do szycia?Koniec ekscytacji moimi zakupami.
Idąc za stwierdzeniem, że ci najpopularniejsi w szkole, skończą pracując w biurze, a ci mało rozpoznawalni zrobią karierę, postanowiłem nie wychylać się z moimi pomysłami czy ideami i zachować wszystko dla siebie.Trochę to egoistyczne, ale jeśli to stwierdzenie się sprawdza, to poświęcę moje przyjaźnie dla blichtru i sławy.
Dzisiaj i przez weekend, nie będą obchodzić mnie sprawy tego świata.Będę tańczył w ciemnościach jakby nikogo wokół nie było.

Ta kobieta jest boska.Ostatnio mi się śniła.Czy to jakiś znak?

niedziela, 22 lutego 2009

Road.

Wegetuję.Ostatnie kilka dni spędziłem, na leżeniu i patrzeniu w ściany.Nie robię nic, co by miało nawet jakiś procent kreatywności.Opuściły mnie jakieś szczególne chęci.Nie wiem czy ta fala zimna która wróciła tak na mnie działa.
Pierwszy raz (chyba) w życiu kupiłem sobie czarną koszulkę.Moja garderoba zazwyczaj zatrzymywała się na białym i szarym, z małymi przebłyskami żółtego, więc czarny to w mojej szafce prawdziwy fenomen.Kupię sobie do kompletu czarną bluzę i będzie w pytę.
Muszę coś zrobić z włosami.Muszę sobie wymyślić w miarę twarzową fryzurę.Kiedyś nawet próbowałem je żelować i trochę chodziłem z włosami wyglądającymi jak ptasie gniazdo.Może grzywkę będę przekrzywiał lekko na bok.Będzie tak retro i vintage, że aż sam siebie nie poznam.
Chyba po prostu obetnę włosy.
Zastanawiam się jak wejść w jutrzejszy dzień.Z werwą i szaleństwem, czy z ciszą i niechęcią.

niedziela, 15 lutego 2009

Micro.

Grypa żołądkowa.W sam raz na walentynki.Bardzo romantycznie.Cała sobota spędzona z głową w kiblu i temperaturą powyżej 37 stopni.Dzisiejszy dzień z kolei minął mi na całodniowym poceniu się i temperaturze nieprzekraczającej 35(!).Na przemian jestem rozgrzany jak asfalt i zimny jak lód.Andropauza?
Kocham telewizje kablową!Kocham kocham kocham!
"Absolutnie fantastyczne" od środy w TVN7!
Eddy: 'What are you drinking Patsy?'
Patsy: 'Chanel No. 5'


Mam nadzieję, że nie będę już musiał słuchać dziwnych odgłosów z mojego żołądka i że ta pieprzona grypa się skończy.

czwartek, 12 lutego 2009

Crystal.

Pamięta ktoś o X? Drobnej ladacznicy o skłonnościach do przesady i daleko idących planów w przyszłość?
Przyszło mi spędzać z nią ostatnie kilka dni.Mimo iż jesteśmy dosyć dobrymi znajomymi to i tak słuchanie jej ekscesów mnie nudzi.Jak to zwykle bywało, zaczęło się od pospolitych: "A wiesz co mój misiek ostatnio..." i coś w tym stylu.Jako osoba skłonna do analizowania ludzkich charakterów dosyć wnikliwie mimo całej niechęci do ludzi i strachu przed nimi, udało mi się wychwycić coś co mnie w X zadziwia.Jej dwoistość natury i genialna umiejętność udawania.X ma swojego fagasa, któregoś tam z kolei którego nazwiemy teraz dajmy na to Y.A więc X i Y tworzą parę równą sobie.Ona to trochę mało inteligenta ale wybitnie wredna bladź a on to jeszcze bardziej tępy jegomość o posturze porównywalnej do patyczaka.Y jest niższy dlatego X nie może zakładać obcasów jak idą " w ludzi ".Głębsze przedstawienie postaci wyjdzie w praniu.
X czasem jest roztrzepana i nie wiadomo co jej akurat przyjdzie do głowy, do tego jak na kogoś kto spędza całe dnie na oglądaniu głupich filmów i czytaniu dziwnych książek, jej zdolności umysłowe są dalekie od norm.Musiałem jej tłumaczyć ostatnio czym różni się polaroid od zwykłego zdjęcia.Dzięki Bogu szybko skumała.
X często wdaję się w kłótnie z Y.Na początku zaczyna słodkim 'halo?' by czym prędzej przejść do rzucania obelg, które u niej stanowią przecinki i są tym częstsze im dłuższe jest zdanie.Potem znowu mówi Y, że go kocha i że cieszy się że się spotkają.Gdy odkłada słuchawkę, wyraża się o Y w samych superlatywach, by znów zrobić przejście do wielkiego bluzgania i wypominania mi jego błędów, błahostek które ją zdenerwowały i tego rodzaju bzdetów.Ostatnio zdenerwowała się na jego byłą dziewczynę.Dziewczyna ta ma dziecko i dopiero 17 lat, jednak dziecko nie jest Y. Mimo to nie przeszkadzało mu to utrzymywać jej przez kilka miesięcy.X postanowiła odegrać się na niej i zadzwoniła do opieki socjalnej, powiadamiając ją o patologii jaką to dziecko przeżywa.Uznała że ten wymysł będzie idealny, żeby to dziecko jej odebrać i w ten sposób zniszczyć im życie.Może się to wydawać dziwne, ale czerpie ona z tego chorą satysfakcję.Natomiast Y twierdząc, że ją tak bardzo kocha i nie może bez X żyć, nie wtrąca się mając nadzieję, że nic złego z tego nie wyniknie.Ten epizod zastępuję mi wszystkie seriale jakie dotychczas oglądałem.Czy ta słodkość przeplatana z jadem i zaskakującymi przebłyskami intelektu, to zmyślnie zaplanowana gra i czy nie pochłonie ona większych ofiar niż jakaś tam dziewczyna ze wsi która jej się naraziła tym, że wciąż kocha ona chłopaka X?
Moje plany na walentynki ograniczają się do wypicia wódki w dobrym towarzystwie, przed pójściem do kina na jakiś odmóżdżający film.Nic mi więcej nie potrzeba.Żadnych serduszek, strzałeczek, czy wisiorków które można przełamać na pół i jedno sobie zostawić a drugie dać drugiej połówce.Mam gdzieś kosze pełne kwiatków i czekoladki ( no chociaż tego to aż tak bardzo nie mam dość).Wyłączę chyba telefon w ten dzień żeby nie dostawać tych durnych sms-ów z sieci w stylu " Chcesz sprawić szczęście swojej drugiej połówce?".Ja wiem jak sprawić to szczęście drugiej połówce.Wystarczy nigdy się nie spotkać.
Odłączam się od świąt i nie życzę nikomu żadnych miłości i romansów.Zostanę sobie w świecie mody.Albo czego tam innego.

Oczywiście nie zabraknie miejsca dla Alison.

niedziela, 8 lutego 2009

Cannonball.

Po uroczym wieczorze spędzonym w doborowym towarzystwie, czas mi było wracać.A, że z baru mam do domu spory kawałek drogi, to zawsze ten powrót obfituję w ciekawe wrażenia.
Niecałą godzinę temu zostałem wylegitymowany przez funkcjonariuszy policji.Prawdopodobnie za cichy chód po ulicy i trzymanie rąk w kieszeniach kurtki.Kazano mi wyjąć wszystko z kieszeni i wywrócić je na lewą stronę.Czy ja przepraszam wyglądam na kogoś kto niesie kilogram amfetaminy albo wypycha kurtkę koką żeby ją sprzedać małolatom?!Oczywiście byłem grzeczny, "proszę, dziękuję" i tak dalej.W końcu to państwo policyjne i kto wie czy w drodze przez park nie zamorduję kogoś albo pojadę na dyskotekę opchnąć działkę nabuzowanej piętnastolatce, by następnie zapewne ją wykorzystać jak będzie na haju.Ja się pytam, gdzie byli ci "funkcjonariusze" jak pod monopolowym 15 minut później stało stado bysiorów i prawdopodobnie miało zamiar się napierdalać ze stadem bysiorów stojących naprzeciwko nich.Wszystko to działo się na głównej ulicy w tym zaplutym mieście. Dlaczego więc mnie jako spokojnego, przyszłego podatnika wylegitymowali w sposób uwłaczający mi i dający mi do zrozumienia, że jestem potencjalnym gwałcicielem/mordercą/dilerem?Paranoja!
Jak nie urok to sraczka jak to się mówi.
Gdy byłem już blisko domu, to na moim osiedlu stał radiowóz.Musiałem manewrować jak przejść przez jezdnię, jeśli nie ma pasów.Bo jestem pewny, że dostałbym mandat gdybym przeszedł blisko nich.
Na domiar złego dom był zamknięty a ja nie wziąłem kluczy bo stwierdziłem, że o 23 jeszcze nikt u mnie nie będzie spał.Po 15 dobijania się do drzwi wreszcie raczono mi otworzyć.Bogu dzięki, że nikt nie zadzwonił na policję, bo pewnie próbowałem się włamać i oglądałem teren.
Zadzwoniłem do N. z zażaleniem na policjantów.Ona śmiejąc się odpowiedziała, że pewnie to dlatego, że dzisiaj miałem nisko spodnie opuszczone i założyłem te swoje wielkie buty.Do tego nie wiadomo co mi po głowie chodzi.
Z tym ostatnim zdaniem zgadzam się w 100% Nawet ja nie wiem co może mi wpaść do tego zakutego łba.

wtorek, 3 lutego 2009

Carmencita.

N. powiedziała dziś, że przypominam jej Garfielda.Trochę z wyglądu, jednak bardziej z zachowania i sposobu w jaki odnoszę się do ludzi.Zacytowała nawet wczorajszą wypowiedź rudego kota z dobranocki w telewizji:
Melman:Hej Garfield, jaki ja jestem słodki!
Garfield(jednak odnajduję tu moje cechy):O to ty... możesz przyjść kiedy indziej? Najlepiej...nigdy?

Pomijając fakt, że nie jestem rudy i nie leżę całymi dniami na kanapie chociaż prezentuję trochę filozofię w stylu Jak bym mógł to bym nie oddychał bo tak mi się nie chce, to utożsamiłem się trochę z Garfieldem.Nie wiem czy to normalne i czy inni ludzie też widzą w sobie cechy postaci z kreskówek.Prawdopodobnie jestem jednym z niewielu którzy tak rozumują.Bo inaczej K., który zaczyna mnie nazywać Bazi(?) musiałby jeść szpinak by przypominać Popeye'a a N. zniżyć się o kilka centymetrów by być jak Mała Mi z "Muminków".Absurdalności temu wszystkiemu dodaję fakt, że jesteśmy starzy a wciąż oglądamy dobranocki.
Skończyły się dni napięcia i niepewności w kontaktach z niektórymi i teraz mam zamiar patrzeć na wszystko przez kolorowe szkiełko butelki po tanim winie, kupowanym na podrabianą legitymację w ciepłe dni by iść je rozpracować nad rzeczką/na łące/ w lesie/ na balkonie kiedy nie ma rodziców.Wszystko wraca do normy i na razie żadne dziwne wahania nastrojów nie zostały odnotowane.
Praktyki odbędę u fotografa jako jego asystent.Spodziewam się czyszczenia ramek na zdjęcia i pokrowców na aparaty.Powiedział też[fotograf], że w soboty będzie zabierał mnie na śluby, żeby robić zdjęcia w plenerze utapirowanym pannom młodym i całej zgrai seniorów i dzieci.Moje poczucie estetyki pewnie nie zniesie tego szoku i wyląduję już po jednym ślubie w ośrodku leczenie nerwicy.
Kupiłem sobie buty które mają dziwną anomalię.Są jednocześnie i za duże i za małe.Wypada mi z nich pięta i dodatkowo uciskają mnie palce tak, że muszę stawiać kroki jakbym był na księżycu.Albo draństwo oddam albo to wytrzymam, bo są jeszcze takie czyściutkie i bialutkie, że to prawdziwy lans po prostu.
Strasznie spierzchły mi usta co zdarzało się dosyć rzadko, bo na moje murzyńskie wary nakładałem zawsze niezliczone ilości kremów.Ja tłumaczę to jakimś cholerstwem po paleniu fajki wodnej na imprezie z nieznanymi mi osobami.Tytoń był owocowy, a ludzie wyglądali na zdrowych.No to co się stało, że się zesrało?